czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 9 cz.2

Will's POW

- Łaaa! Ręce mi odpadają a oczy chyba zaraz zamienią mi się w popiół!- mruknął Valdez, przeciągając się i ziewając. On robił z nas najmniej, najwięcej gadał, najdłużej się bujał i ma czelność jeszcze mi tu ziewać.

- Nie marudź tylko pracuj, nierobie jeden.- mówiąc to, rzuciłem mu książką w łeb. On wyprostował się i zaczął pocierać swoją głowę, patrząc na mnie z niekrytym wyrzutem, na co przewróciłem oczami. Wziąłem się za czytanie dwudziestej.. nie, może dwudziestej drugiej książki tego dnia... Zresztą nie wiem, przestałem liczyć przy osiemnastej, mającej z tysiąc stron zapisanych drobnym, nieczytelnym maczkiem. Myślicie, że taka książka to niezła harówka, to teraz wyobraźcie sobie, że każda książka, znajdująca się w tej obszernej i chyba niesprzątanej od wieków bibliotece obozowej, wyglądała tak samo.. Milutko, prawda?
Choć każde z nas, Smerfy, Valdez, Chejron i Pan D, tak, nawet ten leniwy, stary parszywiec,  siedzieliśmy w tym śmierdzącym zgnilizną piekle od przeszło ośmiu godzin, to nasza lista książek do przejrzenia nie zmalała nawet o jedną czwartą.
Każdy siedział cicho, w skupieniu przeglądając kolejną to książkę, w poszukiwaniu jakiś wyjaśnień czy  informacji o tym stworze, który dziabnął Nico. Mówiąc o brunecie, to ten leżał od zdarzenia na arenie, wciąż nieprzytomny, a koło niego kręciło się kilka moich braci. Choć byli to jedni z najlepszych, to wcale nie czułem się spokojniejszy. Potrzeba by chyba cudu, a nie kilku pół-śmiertelników.

- Ktoś coś znalazł?- spytał Chejron, chyba tylko po to, by rozprostować język.

- Nie.- odezwali się wszyscy jednym chórem.

- Tylko mnie coś zastanawia.- powiedziała Erin. Wszyscy przenieśli na nią błagalne spojrzenia.- W jednej z książek natrafiłam na fragment, który mówi o istnieniu wielu, wielu zapomnianych bogów, o których nikt nawet nie ma pojęcia, a mogą być oni dosyć potężni.
W jednym akapicie było napisane coś takiego: *,, Zdarzenie to miało miejsce ok. 550 roku przed naszą erą, za życia Pitagorasa. Wtedy to ludzie czcili wielkiego króla wszystkich bogów, Dzeusa, zapominając nawet o pomniejszych bóstwach, nie mówiąc już o bóstwach zapomnianych. Trwało to kilka wieków, u podstawy V w. p.n.e, jeden z ,,zapomnianych'', Orko̱mosía, czyli zaklinający, zbuntował się przeciwko władzy Gromowładnego i uciekł ukrywając się na jednej z wysp w pobliżu Krety. Tam przez kilka lat, siedział cicho a wszelki słuch o nim zaginął. Wrócił potem, wspierany przez innych pięciu pomniejszych ,,zapomnianych'' wraz z samą boginią Apate. Tak oto wkroczyli na Olimp, otoczeni przez śmiertelników, których kontrolował Orkomosia, dzięki swym zdolnością, jak samo jego imię wskazywało, zaklinania ludzi ''zmarłych". Jak się można jednak spodziewać, Apate widząc, że powoli ich wielkość dobiega końca, przeszła na stronę Dzeusa i innych bóstw, pod pretekstem tego, iż sprowadziła zdradliwego Orkomosia, by zgiął się w pół ku Dzeusowi.
Tak właśnie skończyła się wielka rewolucja Orkomosia, którego następnego dnia po swym upadku, wtrącono w najgłębsze zakamarki Hadesu."- Erin skończyła czytać, gdy podniosła na nas wzrok, jej oczy błyszczały.

- No cóż, może nie jest to to, czego szukamy, ale wiele wyjaśnia.- stwierdziłem, na co inni przytaknęli. Chejron potarł swą brodę.

- No tak, jak mogłem zapomnieć o ,,bóstwach zapomnianych''.. Teraz przynajmniej wiemy gdzie i czego mamy szukać.- stwierdził. Wstał i podszedł ku wyjściu. Gdy żadne z nas się nie ruszyło, obejrzał się przez ramię.- No już, idziemy. Nic to po nas. Tutaj tego ni znajdziemy. Te potwory zostały pewnie stworzone przez 'niego', być może nawet niedawno. Niema więc sensu szukać jakiejś wzmianki o tym. Porozmawiam trochę ze starymi znajomymi. Może oni coś wiedzą, a przynajmniej wiedzą od kogo możemy się czegoś dowiedzieć.

- No ale chwila!- wyrwał się do przodu Eric.- Mamy zostawić Nico na pastwę losu? Czy na pewno niema tutaj nic przydatnego? ..Może... może coś jeszcze się...- przy ostatnim zdaniu załamał mu się głos. Centaur podszedł do niego i położył dłoń na ramieniu, w geście pomocy i zrozumienia. Spojrzał na wszystkich smutno.

- Mnie również to smuci.. Zawsze lubiłem i szanowałem Nico, to, że odłączył się od świata i stał się swoim własnym cieniem mnie bolało.. To niesprawiedliwe, że coś takiego stało się właśnie teraz.- pokręcił głową zrezygnowany.

- Ale świat taki właśnie jest, prawda?- powiedział beznamiętnie Leo.- Niesprawiedliwy.- powiedział i wyszedł, zostawiając nas w ciszy.



_______ * _____________ * ________

* Historia w zupełności wyssana prze zemnie  z palca.


Ohayo!
Krótkie, bo to druga część poprzedniego rozdziału ^^
~Tak, tak. Tak się tłumacz..~~~ SZA! *kłótnia ze swoją podświadomością*

Pozdrawiam i do następnego !
Lady Darkness

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 9. cz.1

Czas wciąż mijał niezauważalnie, bez żadnych większych problemów i wojen. Co prawda, kilka razy w tygodniu, trafiał się jakiś bardziej upierdliwy potwór lub wpół zeżarty młody, niepochodzący z obozu heros, ale to już normalka.
Od czasu wojny z Gają, mieszkańcy obozu prowadzili, można by było rzec, iście sielankowe życie.
Jednak wiadomo, że wszystko zawsze się kończy lub raczej rozpoczyna.

Odbywały się właśnie piątkowe zajęcia z walki. Wszyscy herosi byli zebrani na olbrzymiej arenie.
Czwórka młodych herosów stała zbita w ciasną grupkę, wykrzykując co chwilę jakieś słowa zachęty do walczącego na arenie piątego z ich nielicznej grupki. Will Solace, ciemnoskóry blondyn, walczył właśnie na miecze z jednym z dzieci Aresa. Choć jego główną bronią, którą posługiwał się najlepiej ze wszystkich był łuk, to nie zmieniało to faktu, iż półbóg doskonale  radził sobie z tak prostackim i niewdzięcznym, według niego,  narzędziem, jakim był miecz, wykuty specjalnie dla niego, przez jego przyjaciela, Leo.
Patrząc na nich, można było spostrzec, że była to nie tylko walka w zamian ćwiczeń, lecz jakieś dawne porachunki lub coś głębszego. Jedno jest pewne. Poszło o coś ważnego, bo doktorek rzadko dawał się sprowokować.
Gdy Will'owi już znudziło się cackanie z przeciwnikiem, powalił go jednym ciosem na ziemie, wygrywając tym samym pojedynek.
Pisk i wrzawa poniosła się po trybunach, wydana głównie z ust pięknych cór bogini Afrodyty.
On jednak nie zwracając na nie uwagi, ruszył żwawym krokiem ku swym przyjaciołom. Każdy z nich był inny i specyficzny, ale uroczy na swój sposób.
Szalony hazardzista z problemami, nienormalna yaoistka, która dla dobrego yaoi nie cofnie się przed niczym, rasowy gej o twarzy anioła, cicho wzdychający do króla upiorów, nudziarza Nico, który choć zaczął z nimi bardzo często przebywać, potrafił otworzyć się tylko przed nimi, i to nie całkiem.

Chłopak znajdując się przy nich, uścisnął każdemu dłoń a Leonowi przybił piątkę. Nico wstał, poprawił swój pas.

- No dobra, to teraz ja. -powiedział niemrawo. Spojrzał na arenę, na której stał już jakiś półgłówek od Hermesa.. Nie no, serio, z tym mam walczyć?  Uśmiechnął się krzywo i ruszył w kierunku, lekko mówiąc, przerażonego boga. Hermesiątko widząc spojrzenie, jakim obrzucił go Di Angelo, skulił się w sobie jeszcze bardziej. Chcąc jednak ocalić marne resztki swej dumy, wyprostował się dumnie i spróbował spojrzeć przeciwnikowi hardo w oczy. Brunet przewrócił tylko na to oczami i zasunął przyłbicę.. No cóż, zasady to zasady.
Na dźwięk rozpoczęcia, zielonooki skoczył ku synowi Hadesa, próbując wymierzyć cios w jego brzuch.
Hm, za wolno.- pomyślał, odskakując zwinnie.
Drugi cios i trzeci były tak samo udane, no ale cóż, liczą się dobre chęci, prawda?
Reszta herosów oglądała wszystko w ciszy.
Jak widać tylko Will zwęszył zamiary kolegi.
Nico widocznie chciał rozjuszyć przeciwnika, by ten przestał się go bać. Gdyby tamten przestał się go lękać, walka byłaby w miarę równa. Nico zawsze grał czysto i nie wykorzystywał takich okazji jak inni. I to właśnie Solace w nim podziwiał najbardziej... Blondyn pokręcił głową. Gdyby to jeszcze inni widzieli.
Nagle role walczących się zmieniły. Nico tak jakby zmarkotniał, a tamten widząc to, ruszył na niego z nagłym pokładem nowej energii. Nico zbyt wolno zauważył, że ostry miecz zbliża się ku niemu, więc spróbował zablokować cios, co wyszło mu dość marnie.
Z trudem odskoczył od Hermesiątka. Brązowooki ledwo zdołał wstać a tamten już ruszył na niego z nowym szarżem.
Wszystkich zamurowało.. Stali jak wryci nic nie mówiąc.. Gdyby Nico nie miał zbroi, już leżałby wykrwawiając się.
Tamten jednak jakby tego nie zauważając, szarżował dalej.
Dla Willa było już tego stanowczo za dużo. Wyskoczył na arenę krzycząc.- Dość! Stój ty niewychowana niedojdo!!- w ostatniej chwili zablokował cios tamtego i jednym ruchem przepełnionym dziką furią, rzucił nieszczęśnikiem o przeciwległy koniec.
Objął chłopaka ramieniem, sadzając go na ziemi. Szybkim ruchem zdjął mu hełm, bojąc się o niego coraz bardziej.- Nico? Nico!- zaczął nim potrząsać. Gdy tamten podniósł wzrok, Will oraz wszyscy którzy się zbiegli, zamarli. Oczy chłopaka pałały bezdenną pustką. Nico chciał coś powiedzieć, jednak zamknął oczy i osunął się w ramiona Willa, który szybko zerwał z nieprzytomnego chłopaka zbroję, mierząc mu puls.

- Jest, ale słaby. - powiedział podnosząc się szybko z Nico w ramionach.- Nie wiem co z nim jest. Z tego co mi wiadomo, nie walczył przez ostatnie tygodnie z żadnym potworem ani nic z tych rzeczy.- mówił to szybko biegnąc do kliniki. Obok niego dreptał przerażony Chejron, oraz smerfy z Valdezzą.

- Tak, gdyby to robił, powiedziałby któremuś z nas.- powiedziała zaniepokojona Erin.
Gdy położyli go na kozetce w klinice, Will oraz reszta dzieci Apolla, zamknęli się na dwie godziny, które trwały dla reszty jak lata.
Chejron dreptał nerwowo w miejscu, Erin oglądała a raczej próbowała oglądać jakieś yaoi, Leo gadał coś, ale nikt go nie słuchał. Eric natomiast siedział w kiblu i rzygać co chwilę ze zdenerwowania.
Gdy po jakimś czasie z sali wyszedł Will, wszyscy rzucili się na niego z pytaniami.
Blondyn, który był na skraju załamania psychicznego, wydarł się na nich, 'prosząc' o ciszę.

- To ten potwór. Ten, który zaatakował Erica i Erin.- powiedział i usiadł ciężko.


_______ * _____________ * ________



Ohayo ! Gomen ;-;
Powiem tylko tyle, choć tego nie widać, akcja właśnie się rozkręca a będzie to wyraźnie już widać w następnym rozdziale.

SPOILER!!!

*
*
*
*
*
*
*

Będą potwory, będzie bóg, będzie wojna, będzie jedna-jedyna śmierć....

Lady Darkness

środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 8


Erin's POW





Erin czujnie obserwowała bliźniaka przez cały dzień, choć doskonale wiedziała, że to nie było konieczne. Już za pierwszym razem, gdy młody heros uratował im życie, wiedziała że spodobał się Ericowi. Może nawet bardziej niż samo ''spodobał''.
Zazwyczaj, nawet gdy był w związku, gdy tylko nadarzała się okazja by móc przyjrzeć się bliżej jakiemuś przystojniakowi, Eric korzystał z niej z wielkim entuzjazmem. Teraz zaś, gdy Will ściągał koszulkę, jej braciak ledwie tylko rzucił nań okiem. Można by było pomyśleć, że młody lekarz mu się nie podobał, ale Will był więcej niż przystojny... Był nieziemski, jak kochanek samej Afrodyty.
Co prawda nie znała się tak dobrze na tych całych ''bogach'', ale na samą logikę można było wywnioskować, że przy bogini miłości kręcą się tylko ci, którzy w pewnym stopniu dorównują jej urodzie, prawda?
Tak więc Erin, jako totalna yaoistka, już zacierała brudne rączki na pikantny romansik, lecz jako siostra, bała się tego, że jej brat może zostać nieodwracalnie zraniony. Nico był spoko, lubiła go, ale wątpiła w to, by był w stanie kogoś pokochać, zaufać a w szczególności jej bratu... Choć niebieskowłosy wydawał się spokojny i zrównoważony, to w łóżku potrafił rozpalać żywy ogień. A skąd to wiedziała? No cóż...Mała kamerka w pokoju brata jeszcze nikomu krzywdy nie zrobiła, a że jej brat miał rozmaite  życie seksualne, była w pełni zaspokojona i nie musiała szukać po nocach idealnego filmu miłości (jak nazywała męskie porno) i męczyć się, nie mogąc znaleźć dobrego bo, to uke zły, tu seme za stary i brzydki, tu cackają się jak cioty itp..
Tak więc siedzieli teraz w cieniu, wszyscy, a ona popijała w spokoju soczek pomidorowy (Xd).
Z tego co zasłyszała od Willa i Elfa, jak nazwała Leo, Nico nie jest zbyt towarzyski, a wręcz aspołeczny. Życie dało i wciąż daje mu w kość. Zabrało siostrę, matkę, jest odrzucany przez sposób bycia oraz to, ze jego ojcem jest Hades. Trochę niesprawiedliwe, no ale cóż, takie życie.
Gdy miała chwilę sam na sam z Willem, ten powiedział jej jak wielka różnica nastąpiła w Nicku, od wesołego ciemnoskórego dzieciaka o wiecznie roześmianych oczach do...Niego, chłopaka, którego musisz co chwilę ruszać, by wiedzieć czy coś znajduję się jeszcze w tej ciemnej i zużytej powłoce, jaką stanowiło jego ciało.
Od jakiegoś czasu zaczął z nimi rozmawiać i chodzić. Co prawda tylko z nimi, ale to i tak już coś.

- Ej, ziemia do smerfa?- powiedział ze śmiechem Leo, machając jej ręką przed oczami.

- Nie mów tak na mnie.- powiedziała ostro, odtrącając jego rękę. Po chwili jednak uśmiechnęła się do niego i powiedziała- A teraz klęknij przede mną, elfi sługo i złóż należyty mi hołd.- mówiąc to wyprostowała się i podniosła głowę w górę, zarzucając nogę na nogę.
Wyżej wymieniony klęknął przed nią, pochylił głowę i złapał jej stopę, którą następnie pocałował.

- Jak sobie jaśnie pani życzy.- powiedział umilnie.

- Hm...Ale wiesz, że nigdy nie czyściłam tych butów a chodziłam w nich wszędzie?- spytała z powątpiewaniem i szurnęła go lekko nogą.

-  O to się nie martw,  gorsze rzeczy się robiło tymi ustami.- mówiąc to cmoknął do niej i puścił oczko.

- Bleeh, chyba nie chcę wiedzieć, a teraz spadaj.- powiedziała na co się roześmiał. Wstał i poczochrał jej włosy, po czym powiedział.- No dobra zgrajo, to ja lecę. Umówiłem się z Hermesiątkami.

- Znowu jakiś brudny zakładzik o kasę lub na przelecenie kogoś lub czegoś?- spytał Nico, lekko się uśmiechając...O ludzie! On się uśmiechnął.

- Dokładnie, mój drogi znajomy z przypadku.

- Przypadku? A to nie wy  zaczęliście mnie nękać, więc  bojąc się o swoje życie, zgodziłem się z wami łazić?- rzucił oglądając paznokcie.

- Eeee tam, szczegóły.- machnął  ręką i gdy miał właśnie odchodzić, Odezwała się Erin.

- Skoro to spotkanie Hermesiątek, to czy my również nie powinniśmy w  nim uczestniczyć?- spytała z błyskiem w oku.

- O nie, nie. Nawet o tym nie myśl, moja nie zepsuta do reszty moralnie koleżanko.- spojrzał na nią i ruszył tyłem, machając reszcie na pożegnanie.

- Pfy, nawet nie wie jak bardzo mam już zrytą banie.- stwierdziła, na co Eric prychnął.

- Mówisz o tej ukrytej kamerce w moim pokoju?- Erin wywaliła na niego oczy.

-C-co!!? Co ty znowu...Chwila, ty wiesz? I...nic nie zrobiłeś? Jak...się skapnąłeś?-zaczęła się jąkać i kręcić włosy.

- ''Jak'', pytasz droga siostro? Powód pierwszy; jesteś yaoistką. Powód drugi; wyszłaś właśnie z mojego pokoju dziwnie się uśmiechając, po czym zbiegłaś po schodach jak psychopatka piszcząc ze szczęścia. Powód trzeci; co chwilę pytałaś, o to, kiedy przychodzi jakiś nowy koleś do mnie i dokładnie o której godzinie.- gdyby to była anime, błękitniwłosa zbierałaby właśnie swoją szczękę z ziemi. Chłopak widząc to, uśmiechnął się i spytał.- I jak? Dobry jestem? W jakim stopniu gorąca mnie oceniasz? Oczywiście w liczbach od 1000 do 10000..- chcąc dobić ją jeszcze bardziej, dodał.- Wiesz, tak się zastanawiam czy to nie podchodzi trochę pod skłonności kadzirodzcze...- udał zamyślonego.- Jak bardzo musisz mnie pragnąć, by posunąć się aż do TEGO stopnia?
Erin, która właśnie odzyskała zdolność mowy, rzuciła się na niego.

- Milcz!!!! Po prostu milcz!!! Wiesz jak bolesne jest życie yaoistki?- darła się szarpiąc nim w tył i przód.-  Gdy masz chęć na coś innego niż anime czy manga, a szukanie odpowiednich pornoli po nocach boli?! A ty jesteś taki...prawie idealny seme i zawsze przyprowadzasz takich...takich słodkich uke, ze tylko uszka doczepić i neko będzie!!!!- wydarła się i zaczęła głośno i szybko oddychać.- Will i Nico patrzyli na nią przerażeni a Eric uniósł jedną brew.

- Prawie?- zapytał.

- Tylko to cie obchodzi?!?!- wykrzyknęła.

-...No tak w sumie to tak.- Erin opadła zrezygnowana na pień i Eric spojrzał na przerażonych i zdziwionych całą tą sytuacją chłopaków.- Spoko, ona jest zupełnie niegroźna, póki na wierzch nie wyjdzie jej porypany świat a takie ataki ma przeważnie raz w tygodniu.- wzruszył obojętnie ramionami i pociągnął w spokoju swoją colę.- A, i jestem gejem.

Nico i Will spojrzeli po sobie, z szeroko otwartymi oczami.




* ----- * ----- *


Przepraszam! Naprawdę! Jest mi cholernie przykro ;-;
Rozdział krótki i spóźnioooooony....
Jest krótki bo musiałam koniecznie coś wstawić...Mam nadzieję, ze nadaję się PRZYNAJMNIEJ do dupy...Niedługo wstawię  kolejny, na pewno.
Jeszcze raz wybaczcie mi, kochani...
Jeśli ktoś tu wgl jest...


Lady Darkness

poniedziałek, 13 lipca 2015

One shot- Najszczersze oczy, to oczy duszy.

Jego ręka uzbrojona w włosiany pędzel, poruszała się lekko i płynnie po białym płótnie, które coraz bardziej zakrywał niezwykły obraz. Obraz sporządzony przez najszczersze oczy duszy.
Ciemnowłosy chłopak siedział sztywno, aczkolwiek wygodnie. Miał zamknięte oczy, gdyż zdążył się już nauczyć, że widok kolesia ślepo wpatrującego się w przestrzeń nie jest zbyt przyjemny dla wielu osób. Choć nie mógł zobaczyć zbliżającego się ku niemu osobnika, to doskonale już rozpoznawał dźwięk jego kroków, luźny i żwawy.
Blondyn zaszedł go od tyłu, zaplótł ramiona wokół smukłej sylwetki i oparłszy swą głowę na jego ramieniu, złożył nań lekki pocałunek.
Na twarzy chłopaka pojawił się nikły uśmiech, jego postawa jednak pozostała nienaruszona.

- Chciałbym móc choć raz zobaczyć twoją twarz... Wiedzieć jak wygląda świat, jakie ma barwy a przede wszystkim, to chciałbym zobaczyć kłamstwo..- wyrzekł cicho.
Will westchnął. To nie pierwszy raz, gdy jego ukochany snuje takie domysły.. Rzadko robił to na głos. Bardziej niepokoiło go to, ile razy myślał o tym w duszy. Codziennie? Kiedy się budzi? Kiedy kładzie spać? Kiedy się kochają?... Pokręcił głową.. Ten melancholijny nastrój następował tylko wtedy, kiedy Nico malował. Co prawda mógłby pomyśleć, że jego codzienna radość jest udawana, ale Nico nie znał kłamstwa.
Chwycił w swe dłonie jego zimne palce i poprowadził je na swoją twarz.

- Tak właśnie wyglądam... Twoje ręce są świetnymi oczami, nie nabiorą się na masę tapety, czy ciało ukryte pod warstwą ubrań.- dotknął jego uszu.- I one również... Nie nabiorą się na kłamstwo, gdyż znają prawdziwy, szczery głos. Nie zmyli ich również mimika twarzy, gdyż jej nie słyszą... Co prawda może zbłądzić je ich głos, ale na krótko...  -Dotknął jego głowy.- A to jest to, czego ci najbardziej potrzeba. Możesz myśleć, że to tylko odstąpywanie od prawdy, ale dzięki niej możesz stworzyć ten świat tak, jak chcesz go widzieć... Zawsze się kierujesz swą wyobraźnią, prawda? Ale czy kiedykolwiek wyszedłeś za linię? Wpadłeś na ścianę?.. Nie. W oglądaniu świata niema naprawdę nic a nic niezwykłego... Widzisz jak się zmienia, jak upada i niszczy... Różne katastrofy nuklearne. To, jak człowiek niszczy... To człowiek niszczy.. - odetchnął głośno. Chyba się trochę zagalopował.- Choć twe oczy nie widzą, to nadal jesteś lepszym obserwatorem niż większość ludzi.. Czy potrzebujesz oczu ,by stwierdzić, jaka jest pora?
Choć jesteś ślepy, to widzisz tylko w sposób, taki jaki jest.-  przejechał ręką po jego jedwabistych włosach i objął bruneta w pasie, podczas gdy tamten ułożył się na nim wygodnie.

- Zacząłeś gadać jak jakiś mesjasz czy coś.- powiedział i złożył pocałunek na jego miękkich, wilgotnych wargach.

Will zaśmiał się, i przejechał ręką po biodrze chłopaka, patrząc na jego obraz składający się z dwóch, jedynych rozpoznawalnych przez niego barw. Czarnej i białej. Jego obrazy były niezwykle, ukazywały jego wnętrze i to, jak spostrzega świat.

- Co to jest?- spytał niezpuszczając wzroku z obrazu.

- Planety, ale bardziej odzwierciedlone względem ludzi.

- Niezwykłe.- wyszeptał i złączył ich wargi w namiętnym i długim pocałunku.





*                *                   *


Ohayo! Wstawiam wam tu take krótke cuśś...
Jak zapewne zauważyliście (xD), Nico jest w tym 'Szocie' niewidomy od URODZENIA!
A teraz pytanie skąd ja mondra znalazłam pomysł i wenę na takie coś.
Zainspirował mnie film ,,W jego oczach'', który jest...yhym, yhym...

TOTALNIE I NIEZAPRZECZALNIE SŁODKI !!!

Może ktoś oglądał? Nie? Xd
No cóż, mam nadzieję, że się spodobał xD Miłych wakacji!

Lady Darkness

sobota, 27 czerwca 2015

Powiaadoomieniee!

Hej!
Piszę, bo chcę was powiadomić, że na ok.2 tygodnie wyjeżdżam sobie do Anglii i nwm, czy bd mogła z tamtąd opublikować rozdział, bo mogę nie mieć dostępu to internetu ;-;
Nwm jak ja przeżyję bez czytania mang :'(
Teraz piszę z samochodu. Jeszcze z 5 godzin bd w Polsce.
Do połowy mam napisany rozdział, ale te kilka godzin chcę poświęcić graniu, czytaniu mang i pisaniu z koleżanką więc....ajm sory gajs.
Ok, więc pa wam i życzę miłych holidays XD
Nastrajam się na angielski.
Jedziemy z matką i ja tak: Mum, I'd like go to toilet....
Mama;  Że co like? XD
Bye!
Lady Darkness

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 7

- ...I wtedy właśnie znalazł nas Nico.- skończyła swój wywód, głośno sapiąc. Wszyscy spojrzeli zdumieni na niebieskowłosą.- No co? - spytała widząc na sobie ich spojrzenia.

Eric westchnął ciężko.- No dobra, więc może ja powiem jeszcze raz.- był zirytowany, gdyż jego siostra zmarnowała CAŁĄ godzinę na bezmyślne zdawanie relacji ich przygody. Kłapała paszczą jak najęta, a suma-sumarum  nikt nic nie zrozumiał.

- Zacznę od początku... Ja jestem Eric Sherman, mam 17 lat a to moja siostra Erin, lat 15.
Gdy mieliśmy po 10 i 9 lat, nasza matka wyszła za jakiegoś bogacza a nas zostawiła. Przygarnęła nas babcia, Mio, która jest japonką. Niestety umarła dwa tygodnie temu, miała sto lat. Przed śmiercią powiedziała nam, byśmy szukali w tym lesie obozu herosów i Chejrona, który nam wszystko powie, gdyż jej zbrakło czasu.

- I tak po prostu jej uwierzyliście? Stólatce?- spytał niedowierzająco Will.

- Hm, no cóż. Babcia była niezwykle mądrą kobietą, mając nawet setkę na karku nie zbzikowała. -wzruszył ramionami.- Choć uwielbiała żartować, to wiedzieliśmy, że w takiej chwili była z nami zupełnie szczera...
Po ceremonii i pogrzebie, ruszyliśmy w drogę by was znaleźć. Po drodze nie napotkaliśmy żadnych przeszkód i potworów. Dopiero wtedy, gdy zaatakowała nas ta bestia.- mówiąc to, wzdrygnął się.- Ale o niej to już powie ci Nico.- tu spojrzał ciepło na syna Hadesa, na co ten najchętniej by spalił buraka.- I to na tyle. Nic o was i o sobie nie wiemy...- tu spojrzał na siostrę.- I co Erin? Można było szybko i zwięźle w 10 minut?- spytał, na co tamta mruknęła coś niezrozumiale.

- Może i się da, drogi braciszku, ale o jednym zapomniałeś.- spojrzał na nią niezrozumiale.- Czarne włosy.- gdy to powiedziała, chłopak przybił sobie piątkę z głową.

- Ach, no tak! Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że czasem moje włosy stają się czarne a oczy czerwone... Jednak gdy to się dzieje, jestem taki sam jak zwykle... Po prostu...to się dzieje i już.- dokończył jak gdyby wiedział o co Will zamierza spytać. Nico przez cały czas siedział cicho, od czasu do czasu biorąc gryza kanapki z sałatą.

- Huh, ta zmiana raczej nie jest czymś niezwykłym i nie wskaże nam ich rodzica.- stwierdził nawet na nich nie patrząc. Możliwe, że myślał na głos.

- Nico ma racje, niektórzy herosi mają takie swoje własne...

- Cechy.- dokończyła Erin, na co ten skinął głową.

- Dokładnie, a my...- w tej chwili wpadł do sali cały rozdygotany i ładnie mówiąc, wkurzony Leo, niszcząc błogą ciszę.
- Do jasnej cholery, Solace, od dwóch godzin biegam po całym obozie i wypytuję ludzi czy cię widzieli, a ty sobie tu w najlepsze siedzisz i...- zamilkł widząc nowych i Nico całego w bandażach.
- Coście do cholery robili?! I co to za niebiescy?!

- Hm, smerfy, a któż by inny.- mruknął Eric. Siostra spojrzała tylko na niego ciężko i uśmiechnięta doskoczyła do zbaraniałego Valdeza.

- Ohayoo! Jestem Erin a ten maruda to mój bliźniak, Eric.



* * * * * * * * * * * * * *




-No nie gadaj, serio?- spytał Leo na co dziewczyna pokiwała entuzjastycznie głową.- To świetnie! Będę miał w końcu godnego przeciwnika! To może wieczorem?

- Jasne! Jeszcze pytasz! Ej, a tak w ogóle to tu można mieć gry i alkohol?- spytała nagle piętnastolatka, na co szatyn wybuchł śmiechem.- No oczywiście, kogo ja pytam.- mruknęła pod nosem.
Poznała właśnie z bratem prawdę i prawa TEGO świata, ponadto powiedzieli jej, że ma mieszkać z dwudziestoma dziećmi Hermesa, co jak zdążyła się dowiedzieć, nie jest zbyt przyjemne dla osób takich jak ona. Co dziwne, dogadała się z Leonem. Okazało się, że lubią tą samą grę i ten sam program i wszystko... Kto by się tego spodziewał, co?
 Od dobrych dwudziestu minut go nie słuchała. Przyglądała się za to Will'owi, który przyglądał się jej bratu, który przyglądał się brunetowi. Pewnie zastanawiał się czemu jej brat tak się klei do Nico...
Hm, wkrótce pewnie i tak  się dowie...
Z rozmyślań wyrwał ją głos Leosia .

- Nie słuchałaś mnie, co?

- Nie.

- Pfy.- prychnął z rozbawieniem.- Przynajmniej jesteś prawdomówna.- powiedział ze śmiechem.
Erin spojrzała na niego zdziwiona. Nie zdenerwował się, nie zirytował i jej nie obraził.
Dotychczas ze spotykanych przez nią ludzi, mili byli tylko jej brat i babcia... I Pan Henk...
Na początku myślała, że to przez włosy. Szybko jednak spostrzegła, że ma to jakieś głębsze źródło. Nie wie tylko, co to jest. I to ją gryzie.

- Erin, wszystko gra?- spytał zmartwiony Solace. Niepokoił się o to, że to wszystko mogło ją  przerosnąć. Mimo tak krótkiej znajomości, polubił ją. I Nico też.

Dziewczyna spojrzała się na niego przenikliwie, szukając jakichś oznak fałszu czy osądu. Gdy zobaczyła zdziwiony i lekko zasmucony wzrok Willa, odwróciła głowę zmieszana.

- Wybacz, po prostu jeszcze nikt nie był dla mnie tak...miły.- powiedziała z trudnością, co zdarzało się jej bardzo rzadko, prawie wcale.- blondyn położył jej rękę na ramieniu w uspokajającym geście.

- No oczywiście, siostra Solace się pokazała.- mruknął z przekąsem Nico, na co wszyscy się zaśmiali. Oprócz Will'a, rzecz jasna.

- Ty to musisz zawsze psuć dobry nastrój, co?

- Psuć? Jak na razie to go tylko ratuję od rzygnięcia tęczą. Plujesz cukrem na wszystkie strony... Jak ci z tyłka wyjdzie różowy ogon, to nie przychodź do mnie z płaczem...

- Och, czyli twój ulubiony jednorożek ma różowy kolor, co, ty pasjonacie bajek.?- odgryzł się.

Cóż, jedyne co można powiedzieć to to, że tego wieczora już nikt się nie nudził..

Will robił za matkę, i biegał w tę i we wtę, mówiąc, żeby nie przesadzali. Leo oczywiście się dobrze bawił a Nico patrzył na nich znudzony co chwilę szepcząc; pijacy... Widać było, że chwilami ledwo powstrzymywał się od śmiechu...
A co robił Eric, to już chyba każdy zgadnie...
Natomiast jego siostra patrzyła na niego co chwilę, i uśmiechała się wiedząc, że szykuję się dla niej niezła rozrywka, która zaspokoi jej potrzeby jaką yaoiczki.




* * * * * * * * * *


Następnego dnia nie było żadnych porannych zajęć. Na brak osoby Valdeza i Nico nikt nie zwrócił uwagi, natomiast na całą resztę już tak, a szczególnie na Willa.

Will'a obudził dzwonek budzika.
- Jeszcze chwilę, mamo- wymruczał przez sen, ale słysząc, że maszyna zła nie daje spokoju, przewrócił się na drugi bok i spojrzał zaspany na budzik.
Ciekawe, która dziś...6? A może 7?
Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył, że jest właśnie pora obiadu. Momentalnie jego oczy przybrały na rozmiarze. Zerwał się z łóżka i zaczął  biegać jak oparzony od szafy do szafy. Gdy wybrał ubranie, założył je wciąż biegając, przez co przewrócił się i obił sobie zadek.
Wpadł do łazienki i szybko opłukał sobie twarz, następnie wyleciał z domu, zmierzając ku domkowi Nico.
Gdy już dopadł do drzwi, zaczął w nie walić i drzeć się w niebogłosy jak kotka w rui.

- Nico! Nii-cooo!- po jakichś dwóch minutach, przez drzwi wychylił się Nico w samych bokserkach w czaszki...No tak, jak wszystko to wszystko.-pomyślał Will widząc je.

Nico przetarł oczy i spojrzał rozgniewany na Solace'a.- Czego?- warknął. Ton jego głosu prawię wcale nie zraził blondyna.

- Zaraz obiad! Przegapiliśmy śniadanie!- Nico spojrzał na niego, potem za siebie, gdzie pewnie wisiał zegar. Jego oczy powiększyły się, lecz po chwili wróciły do swych normalnych rozmiarów. - Jeśli zaraz się nie ubierzesz i nie wyjdziesz, zrobię to sam.- powiedział stanowczo Will, wyprzedzając Nico. Brunet zdziwił się słysząc to. Był jednak pewny, że Solace jest gotowy zrobić coś takiego. Westchnął tylko cierpiętniczo, i zniknął we wnętrzu domu. Za trzy minuty, które dla blondyna trwały jak wieczność, pojawił się w drzwiach i razem ruszyli po rodzeństwo.

Niebiescy zdziwili się widząc ich o tej porze, ale grzecznie zrobili to co powiedział Will.
Ruszyli prowadzeni przez Will'a.
Nico coś tu nie pasowało...Rozejrzał się i stwierdził, że nie idą w stronę domku Leo tylko prosto do stołówki. Zmarszczył brwi i spytał wkurzony Will'a, na co ten odpowiedział.

- Leo pewnie ma takiego kaca, że i tak by nie wstał....W dodatku jego brak nie zdziwi nikogo, może nawet nie zauważą, że go niema?-  Nico zrobił się cały czerwony, ale zrezygnował z komentowania jego głupoty.
Niezręczną ciszę przerwała Erin.

- Willi, masz bluzkę na lewą stronę.

- Huh?- spytał inteligentnie. Erin dotknęła jednego ze szwów palcem. Will walnął się otwartą reką w czoło, i szybko zdjął ją z siebie i założył ponownie.
Erin spojrzała na brata, który obojętnie spojrzał na wyrzeźbioną klatę chłopaka.
Uśmiechnęła się pod nosem.


*                *                   *


Ohaayoo !
Już wróciłam!
I jak podobał się rozdział?
Tak, wiem że historia bliźniaków taka trochę nudnawa, ale nie miałam potrzeby robić innej. Oni mają być zwykli. Wykreowałam ich nie ze względu na ich "herosowatość", ale bo są potrzebni mi do tego yaoica Xd Jeśli to yaoi można nazwać xD

ACHH! Tu taki mini bonusik :*

Lady Darkness









Eric przed ;3
Wygląda trochę jak uke, ale cóż poradzić. I kolczyków nima ;-;





I znów Eric xD






Eric po *^*

I chuj, że każdy inny xD






Erin.




Rozdział 6

- Ach! Cholerne pajace!- wykrzyknął blondyn, usilnie próbując wytrzeć sos do ziemniaków z włosów co, bądźmy szczerzy, naprawdę okropnie mu szło. Obok niego szedł uśmiechnięty (i brudny) od ucha do ucha Valdez, podskakując co chwilę i śmiejąc się z nieudolnych poczynań kolegi.
Sam chyba nie za bardzo zwracał uwagę na kawałki jedzenia ściekające mu po twarzy.

- Aaaa! I z czego się śmiejesz cholerny kurduplu!- rozzłościł się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe, i rzucił kawałkiem ciasta w szatyna, który ledwo co uchronił się od pocisku.

- Ej! To, że jestem od ciebie niższy o 15 centymetrów- piętnaście i pół- wtrącił Solace.-Nie ważne!!!Cholerne pół centymetra.!Nie znaczy, że jestem kurduplem!- wykrzyczał zdenerwowany,  co trochę poprawiło humor blondyna. No cóż, w końcu udało mu się zezłościć Pana Wesołka.

- Dobra spokojnie... - przyznał pokornie.- Ale 168 to i tak mało jak na dziewczynę.- zwinnie uskoczył w bok i popędził ku prysznicom dla chłopców.




* * * * * * * * *


W łazience w końcu zamilkł dźwięk lecącej wody, która płynęła od dobrej godziny.
Młody umięśniony pół-bóg, wyszedł zza kotary prysznica, owinięty w pasie białym ręcznikiem, który tylko bardziej podkreślał jego doskonałą opaleniznę.
Każdy pewnie sądzi, że jako dziecko słońca od zawsze mają ciemną karnację, ale to tylko kolejna bujda. Will Solace od zawsze dbał o swoje ciało.
Idealnie opalone. Idealnie gładkie. Idealnie czyste.
Potrafił poświęcić nawet dwie godziny na pielęgnacje skóry.
Większość pewnie uważałaby, że zachowuje się on jak baba, jednak nawet bogini piękna, Afrodyta, uważa, że zadbany mężczyzna to mężczyzna pożądany, choć to nie oznacza, że drwale tacy nie są ( XD)

Will podszedł do lustra spoglądając na siebie z niekrytą naganą. 
Kropelki wody spływały po jego piersi i znikały za granicą ręcznika zwisającego u bioder, z pod którego wystawał pasek drobnych włosków.

- Wciąż i wciąż nieidealny.- powiedział, a słowa zabrzmiały tak, jak gdyby nie wydostały się z jego ust. Musiał się umyć w wspólnej toalecie, choć jako główny grupowy i lekarz posiadał własny domek. Mały, ale własny. Niestety jego prysznic musi zostać naprawiony przez tego karłowatego głąba ( czyt. Valdezzy xd).

Obejrzał się na wieszak, na którym pozostawił swe ubranie. Jego oczy napotkały pustkę...

- Nie żyjesz, Valdez!- huknął na cały obóz. No cóż, będzie musiał sobie poradzić bez ubrań.- Ech.- westchnął zrezygnowany i mocniej owinął sobie ręcznik wokół bioder.
Pozbierawszy swe manatki, wyszedł z łazienek uważnie oglądając się na boki.- Obym tylko nie spotkał tych ślicznotek od Afrodyty.- mruknął pod nosem i ruszył szlakiem gęstych, dębowych liści, rozmyślając nad planem unicestwienia szatyna.


* * * * * * * * * *


Will był właśnie w trakcie popijania leniwie herbaty, gdy usłyszał pukania do drzwi jego ''gabinetu'', który, jak każdy gabinet zresztą, był w kolorze białym. A Will wręcz nienawidził białego.
Od tego dwugodzinnego ślęczenia nad papierami bolały go całe plecy a skurczone mięśnie domagały się swojej codziennej dawki ostrego treningu. Cały obolały ruszył do drzwi. Był od nich zaledwie metr, gdy poczuł lekki odór krwi. Pamiętał, że od dziecka był czuły na ten charakterystyczny zapach. Zmarszczył brwi i zamaszystym ruchem pociągnął za klamkę.
W jednej chwili stanął przed nim cały obkrwawiony Nico z nieprzytomną dziewczyną na rękach, a za nimi jakiś chłopak, który ledwie utrzymywał się w pionie. Nico wcale nie był w lepszym stanie. Ha! Nawet w gorszym. Jednak idealnie to maskował, chociaż niewystarczająco by oszukać lekarza.

- Ni-nico! Co ci się sta..

- Nie ma na to czasu, powiem ci później.- wycharczał syn Hadesa. Widząc, że Will zmierza ku niemu, dodał.- Najpierw ona, później on. Ja na końcu...Ruszaj się!- choć jego usta ledwo miały siłę na wypowiedzenie tych słów, trzymał się hardo. Był wojownikiem, nie miał potrzeby okazywania bólu.
Blondyn, wciąż wstrząśnięty, ruszył i wziął w ramiona nieprzytomną dziewczynę. Wolną ręką podparł z drugiej strony chłopaka.
Szybko zaprowadził każde z ich na sale. Następnie zawołał dwóch jego przełożonych, by zajęli się dwójką, chyba, rodzeństwa. Oboje mieli niebieskie włosy i czarne oczy. Cóż, takiego koloru włosów nie spotyka się na co dzień, ale Will był pewny, że jest to ich naturalny kolor.
Gdy załatwił opiekę dla nowych herosów, ruszył w miejsce gdzie zostawił Nico.
Czarnowłosego zastał skulonego  pod ścianą. Nie reagował, był nieprzytomny.
Nawet jeśli był to Nico, można było zobaczyć wyraźną różnicę w kolorze skóry, która z bladego stała się wręcz kredowo-biała.
Will miał cichą nadzieję, że nie przyszedł zbyt późno i stan chłopaka nie jest aż tak zły, na jaki wygląda.
Wyciągnął ku niemu ręce, lecz zawahał się na chwilę...
Czy to na pewno ta sama osoba? Czy to na pewno ja? I...czy to on? Co się stało, że chłopak, którego jeszcze kilka godzin temu chciałem zniszczyć i uważałem go za potwora, stał się dla mnie tak ważny i delikatny, jakby był rannym ptakiem?
Gdy usłyszał cichy jęk, ocknął się z rozmyślań i wziął Nico delikatnie na ręce i zaniósł do sali, która była najbardziej odsunięta od pozostałych. Wiedział  bowiem, że chłopak nie lubi tłumów, szczególnie kiedy cierpi.
Stojąc przy metalowym szpitalnym łóżku, na którym spoczywał chłopak. Przyjrzał się mu i znów zadał sobie te same pytania, na które jeszcze przez długi okres miał nie dostać prawdziwej, najprawdziwszej odpowiedzi.



Nico's Pow

Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Pierwszym odczuciem, jakie towarzyszyło mi przy ocknięciu się, była myśl, że głowa pęka mi na dwa kawałki.
Oprócz strasznego uczucia rozerwania czaszki, miałem wrażenie, że moje ciało płonie żywym ogniem, a w gardle jest piaskowa pustynia. Trudno mi się oddychało i byłem strasznie zmęczony. Powieki ciążyły mi jak z ołowiu i za żadne skarby nie chciały się podnieść. Przez chwilę nawet myślałem, że umarłem. Po chwili jednak usłyszałem ucieszony lecz również zaniepokojony głos.

- Nico, obudziłeś się?- co jak co, ale ten to już mógł poznać wszędzie.- Jak się czujesz? Pewnie fatalnie...- no tak, nie ma to jak samemu sobie odpowiadać. Chciałem się zaśmiać, jednak z mojego gardła wydobył się cichy warkot. Powieki wciąż były zamknięte. Trochę mnie zdziwiło to, że trochę ucieszył mnie głos tego głupka. .
Po chwili poczułem coś podetkniętego pod spierzchnięte wargi.

- Masz, napij się. - gdy przez chwilę się zawahałem, zaśmiał się i powiedział, że to tylko woda z witaminami. Wiedząc, że raczej niema interesu w zabiciu mnie, napiłem się. Zimna woda spływała po suchym gardle pozostawiając błogi chłód.
Nie mogąc się powstrzymać, zacząłem pić szybko i nieprzerwanie.

- Hahaha, jaki zachłanny. - zaśmiał się... Idiota. Chciałem przewrócić oczami, ale przypomniałem sobie, że wciąż mam je zamknięte. Powoli, ale zdecydowanie zacząłem je otwierać. Jasne światło oślepiło mnie i zacząłem nerwowo mrugać oczami. Po chwili znów widziałem wszystko dookoła.
Rozejrzałem się.
W pokoju stał Solace oraz dwójka herosów, których wcześniej uratowałem. Wyglądali już o wiele lepiej. Podparłem się na zbolałych ramionach i powiedziałem to, co pierwsze przyszło mi  do głowy.

- Co na śniadanie?- Na te pytanie zaśmiali się a ja się zachmurzyłem. No co, aż takie to śmieszne, że ranny człowiek jest głodny?- Ej, ale ja serio pytam.- Na tą uwagę zaczęli już zupełnie śmiać się na całe gardło. Ja zaś spojrzałem na nich z politowaniem w oczach.

- Ehem...Więc..phyhy...No mogę ci coś przynieść, sam nie możesz jeszcze  wstawać.- pierwszy zdrowy rozsądek odzyskał Will.-Mam kilka pytań, widzę jednak, że mogą one poczekać.- dodał widząc mój wzrok. Następnie wyszedł szybko, pewnie po to by przynieść mi jedzenie.

- Dziękuję za ratunek mnie i mojego brata.- skierowałem wzrok na lekko zarumienioną...niebieskowłosą?- Hehe, tak. To naturalny kolor.- dodała ze śmiechem.

- Ja również dziękuję. - kiwnął mi jej brat i uśmiechnął się przyjaźnie.- Jestem Eric a ta wariatka to Erin.- powiedział, za co dostał kuksańca od siostry.
Dopiero teraz miałem okazję się im przyjrzeć.
Erin miała włosy do połowy pleców, prostę a na końcu kręcone. Czarne, duże oczy i mały nosek. Do tego miała szerokie kości policzkowe i cienkie usta... Nie powiem, dziwna mieszanka, ale nawet ładna. Dziewczyna była chuda i miała ok.160 cm. Ponadto posiadała małe piersi i wąskie biodra.( od razu mowię, że nie jest to mój ideał dziewczyny.dopisek aut.)
Jej brat za to miał lisie oczy, również czarne okolone gęstymi rzęsami. Twarz trochę podłużną z lekko odciśniętymi kośćmi policzkowymi. Oprócz tego miał kolczyk w wardze. ( <3 )
Miał 190cm. Był chudy, ale z mięśniami.
W tej chwili wrócił Solace z talerzem kanapek.

- No dobra, teraz chcę wszystko wiedzieć.- powiedział Will, poczym się rozsiadł i założył nogę na nogę.


* * * * * *
* * * * * *

Ohayo!
Tak, wiem. Znów zjebałam...
Gomen, gomen, gomen!
Miał być w niedzielę tą i poprzednią.
I miałam napisać, ale zaliczenie z historii mnie wyprzedziło, ściągnęło spodnie, wypięło mi d*pę i pobiegło dalej, każąc mi biec na długi dystans...Ale już oceny są wystawione, nie mam się czego uczyć (oprócz rzeczy na akademię końcową) i mogę pisać! Oczywiście nadal mam w chuj dużo rzeczy do roboty, ale szkoły niema.
Wybaczcie, że rozdział znów taki krótki.
Pozdrawiam was, ludziki.

Lady Darkness
 

niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 5, cz. 2

Cóż, to, co zobaczyłem nie mniej mnie zdziwiło...
Oj zdziwiło jak cholera jasna...
Chociaż... Tak po dłuższym namyśle, stwierdzam, że dziwne to było to ile razem wytrzymali.
Ech, ciekawe, doprawdy...  Spojrzałem na słońce, które już prawię całkiem skryło się za horyzontem.
Ruszyłem w stronę domku Hermesa, by załatwić kilka rzeczy od jego mieszkańców.
Hermesiątka zawsze miały na zbyciu to, czego człowiekowi było trzeba.



* * * * * * * * * * * * * * * * * * * ** * * * * *
 

- Ty tak na serio? Ale że serio, serio? - spytał loczkowaty.

Przytaknąłem głową na znak zgody.- Acha, ale tak w sumie to się cieszę.- odpowiedziałem i wziąłem łyk piwa bananowego. I chuj, że babskie. To jedno z moich ulubionych.

 Valdez spojrzał na mnie zdziwiony.- Huh?... Nie mów, że podoba ci się panna mądralińska.- wyszeptał z przestrachem. Spojrzałem nań z politowanie.- No to.. Czemuż to?- odwróciłem się w stronę telewizora, dając mu tym samym do zrozumienia, że nie doczeka się odpowiedzi.

- No weeeź. Staremu dobremu koledze nie powiesz. - powiedział przyciągając mnie ramieniem.

 Odepchnąłem go. - Coś ty taki obłaskawiony? - w odpowiedzi zaśmiał się i pomachał mi butelką.

- Piwo robi swoje. - zaśmialiśmy się.
Każdy z nas wziął do ręki po ''alkoholu'' i po chwili zaczęliśmy się kłócić o pilota.

-  Ja chcę pokaz mody w bikini!!! - wykrzyknął szatyn, ciągnąc pilot w swoją stronę.

- Nieee! To ja chcę oglądać Przygody Merlina!- na mojej twarzy powstała gruba zmarszczka, ciągnąca się od czoła.

- Po grzyba ci takie co!! My sami jesteśmy jak ten cały Miurlin!!!

- To jest Merlin, ty capi łbie!!! A bogowie i czary to zupełnie dwie różne rzeczy!!!

- Jeszcze lepiej, Merlin Monroe z laską!!!

- Nie używaj tego słowa Valdezzo!!!

- Bo co cioto, grozisz mi?!

- No a jeśli!!???- jeśli ktoś myśli, że pijemy za dużo alkoholu, to powiem tylko, że gdybyśmy się nie nachlani, to już dawno któryś z nas leżałby w kostnicy... W przenośni i na serio.
Po chwili pilot wykonał lot w kosmos, a raczej w palnik, i roztopił się, pozostawiając po sobie smród spalenizny.

- Argh! A mówiłem żebyś to zgasił!- wykrzyknąłem ciągnąc go za kudły.

- Ej! Nnie-nie sa włosy ty brutalny człekokształcie!- zaczął kwilić, bojąc się o swój ''magnes na laski''.

Następne dwadzieścia minut minęło nam w spokoju.
Nagle Leo zaczął się dusić a ja przestraszony doskoczyłem do niego i zacząłem go tłuc w plecy jak jakiś goryl w zoo.
Po minucie odepchnął mnie i nadal się lekko dusząc, spojrzał na mnie poważnie.

- Tylko mi nie mów, że podoba ci się Jackson.- zacząłem się chichrać, lecz widząc jego pełne powagi spojrzenie, jebnąłem go tylko butelką w łeb.

- Śpiiij, pijaku ty...

- A jak mnie zgwałcisz w nocy???- spytał z udawanych strachem. Po chwili nasze śmiechy rozniosły się po całym pomieszczeniu, a  ja mógłbym przysiąc, że nawet dalej.




* * * * * * * * * * * * * * ** * * * * * ** * * * *

                         Nico

Przechodziłem właśnie obok pracowni tego, jak mu tam było...Voldemorta czy coś.
Gdy mijałem drzwi , usłyszałem w ogóle nietłumione śmiechy... Huh, te żule pewnie znów się schlały...
Może to i dobrze, jakoś nigdy nie chciałem  nikogo dręczyć, a widząc jak Solace piorunował mnie wzrokiem, mógłbym przysiąc, że tej nocy nie zmruży oka.
Tak w sumie nie mam nic do ludzi, a Solace wisi mi i powiewa, jak ruska chorągiewka na wietrze.*
Pokręciłem głową słysząc kolejne salwy w chuj niezdrowego śmiechu...
Hm, cóż. Chyba jednak pan Promyczek mnie lekko mówiąc wkurza... Tak ociupinkę...Tylko o ociupinkę bardziej, niż ja sam.
Westchnąłem, a gdy miałem już odchodzić, drzwi się otworzyły a z nich wyszedł nie kto inny jak doktorek. Wciąż był odwrócony tyłem, więc mnie nie zauważył. Postanowiłem więc się po cichu wycofać.
Los chciał jednak ukarać biednego, młodego Nico, plącząc mi nogi i zahaczając o metalową blachę.

- Cholera.- użyłem mojego ulubionego słowa. (mojego też!! xD )

- Czyżbyś podsłuchiwał, di Angelo?- w tej  chwili zostałem zauważony, przez co o mały włos się nie przewróciłem.

- Prędzej bym sobie uszy wypruł, niźli miałbym słuchać waszej pijackiej gadaniny.- spojrzawszy na niego zmarszczyłem oczy.- Nie jesteś pijany.- stwierdziłem na co się zaśmiał.

- Trudno jest się upić piwem bananowym.- stwierdził zabawnie, choć jego oczy zaszły lekkim chłodem.

- Pijesz babskie piwo, Promyczku?- prychnąłem.

- Powiedział ten, który w wieku dwunastu lat, zachowywał się jak rozwichrzona yaoistka.- powiedział z przekąsem. W jednej chwili nasze spojrzenia starły się ze sobą, tworząc silne wyładowania elektryczne.

W tej właśnie chwili podszedł do nas Valdez. Objął nas ramionami i przyciągnął do siebie.- Ej, ej chłopcy. Spokojnie. Noc jeszcze taaka młoda.- wyśpiewał, po czym zaciągnął się powietrzem i zakrztusił nim, jak jakiś nałogowy palacz.

Wymieniliśmy spojrzenia z blondynem.- No, z nim to już lepiej.- mruknąłem z irytacją, na co on uśmiechnął się z zakłopotaniem.

- Hm, cóż. Czasem zastanawiam się, czemu on nie jest synem Hermesa, bądź Dionizosa.- obaj się zaśmialiśmy, wyładowując napięcie.

- Hyym, i wszyscy się kochaająą.- mówiąc to zatoczył i gdyby nie to, że go obaj podtrzymujemy, pewnie przewróciłby się i wyłożył jak długi na ziemi.
Solace spojrzał na mnie z niemą prośbą w oczach, na co ja kiwnąłem głową.
A niech się cieszy, raz mu mogę pomóc.
Obaj wzięliśmy go pod boki i zaczęliśmy prowadzić do jego domku.
Gdy przechodziliśmy obok grupki herosów, Leo zaczął śpiewać, więc wsadziłem mu w mordę bandanę, która oplatała mój nadgarstek. Blondyn spojrzał na mnie rozbawiony, na co tylko wzruszyłem ramionami.
Spojrzałem na rękę. Dobrze, że nie jestem głupi jak reszta i nie okaleczam się na nadgarstku. Zresztą nie robię tego nigdzie. W czym niby może pomóc robienie sobie kresek na rękach? To takie...łatwe.
Bandany nosiłem tylko i wyłącznie dlatego, że mi się podobały, nie by ukryć blizny.

- Wiesz, tak po krótkim namyślę stwierdzam, że lepiej będzie jeśli zaprowadzimy go do lecznicy i położymy w jednym z wolnych pokoi.- głos Solace'a wyrwał mnie z rozmyślań. Chwilę musiało mi zająć to, by zrozumieć o co mu chodzi. Po chwili przytaknąłem.

- Tak, lepiej trzymać go zdala od ludzi póki nie wytrzeźwieje.

- Haha, tyle że, on nigdy nie wytrzeźwieje do końca.




* * * * * * ** * * * * * ** * * * * * * * * * * * **

- Trzy, cztee-ry!- razem rzuciliśmy Leo na łóżko szpitalne.
Gdy już leżał, przeciągnął się i wyszeptał coś przez sen.

- Wygląda jak idiota.- stwierdziłem na co Solace prychnął z rozbawieniem.
Ruszyliśmy razem do wyjścia. Gdy znaleźliśmy się już na dworze, spojrzeliśmy po sobie.

- Mimo tego co stało się kilka minut temu, nie myśl sobie, że nie uważam cię za bestie, di Angelo. Może i się nie upiłem, ale z pewnością alkohol wprawił mnie w dobry i niezmącony nastrój.- powiedział przyczym jego głos był zimny i ciął jak lód.

Uśmiechnąłem się do niego drapieżnie.- Dobranoc, Promyczku... I słodkich snów.- wyszeptałem i rozpłynąłem się w mroku.




* * * * * * ** * * * * * ** * * * * * ** * * * * * *


Hej wszystkim, o ile w ogóle ktoś tu jest...
Wiem, wiem. Zawaliłam znów, ale się usprawiedliwię(XD).
Miałam w chuj dużo zaliczeń i pracy (domowej), więc nie miałam nawet czasu myśleć o blogu. Ponadto miałam to wszystko w d*pie, za co szczerze was przepraszam.
Jednak teraz, z czystym sercem i prawdą, mogę wam obiecać, że postaram się nie zaniedbywać opowiadania. Najpierw skończę to, następnie pozostałe. Że skończę możecie być pewni, gdyż wymyśliłam świetne (jak dla mnie) zakończenie i nie mogę się doczekać, aż je napiszę.

Chciałabym przeprosić szczególnie Wybrankę Nocy, o ile jeszcze tu jesteś xD
Zarówno za to, że nic nie wstawiałam jak i to, że nie czytałam twego opowiadania, która naprawdę mi się podoba. Po prostu ostatnio nie lubię zbytnio czytać opowiadań, w których już widać słodycz pomiędzy dziewczyną a facetem( nie jestem homo ;)), ponadto klimaty wampir/wilkołak (wiem że jest ich u cb więcej), mnie zbytnio nie... pociągają, a wręcz przeciwnie. Mam jednak zamiar uzupełnić braki, gdyż jak już wspomniałam, naprawdę świetnie piszesz :)

Cóż... I to chyba tyle. Postaram się wstawiać notkę co niedzielę.
Wiem, że już mi nie ufanie, co więcej ja sama sobie już nie ufam...

Przewiduję 30 rozdziałów. Już naprawdę nie mogę się doczekać końca :D

Hahaha, cieszcie się, albowiem nie jestem skora do prawdziwych przeprosin xD A te były jak najbardziej prawdziwe.
Pozdrawiam was, kochani.


Lady Darkness

Rozdziały

 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

środa, 6 maja 2015

Rozdział 5 cz.1

-Will, czy ty mnie wogóle słuchasz?- zapytał szatyn.

- Yhym.- odburknąłem mu na to.

- Uch, to dobrze, bo muszę powiedzieć ci coś ważnego... Pamiętasz tą twoją ulubioną grę, którą od ciebie pożyczyłem? Tą, za którą mógłbyś zabić? Więc...tak jakby ją zniszczyłem.

- Yhym.- odburczałem choć nie wiem, co on do mnie gada...

- Ach, i... Jest jeszcze coś. Użyłem twojej szczoteczki do zębów, nie gniewasz się?- Leo miał nadzieję, że jego przyjaciel, jako maniak higieny osobistej, nad wyraz nielubiący jak ktoś używa jego rzeczy, zainteresuje się tym...

-Y-ym.- pokiwałem przecząco.

- Uhum, i wiesz, miałem ci to powiedzieć wcześniej, ale jakoś nie miałem okazji...

Od roku sypiam z twoją matką, i gdyby twój brat, z którym jest teraz w ciąży był niesamowicie przystojny, to wiesz...-Puścił mi oko...

i nadal nic, totalne zero.

Westchnął podirytowany.- Cholera jasna, Solace, czym ty się tak przejmujesz?!

- On też mówi Solace...-wyrzekłem, a me oczy pociemniały, gdy przypomniałem sobie, z jaką nienawiścią na mnie patrzył.

Na mnie, który jest jego towarzyszem przy broni, na mnie, który jest taki sam jak on.
Na mnie, z którym walczył u boku.
Jego oczy nie miały ani krzty człowieczeństwa..

- O Zeusie... Nie wiem co się między wami zdarzyło, i chyba nawet nie chcę wiedzieć, ale Will, cholera, co się z tobą dzieje?!- wybuchł w końcu długo skrywanym gniewem.



- Minęło już pieprzone pięć dni, a ty nadal tylko siedzisz i rozprawiasz, jaki to on bestialski i zarówno jak się o niego martwisz!
Odstawiłeś wszystkich w kąt, jak jakieś śmiecie.
Koleś, zdecyduj się! Albo jest miłym, biednym bachorem i o niego dbasz, albo jest bestią w ludzkiej skórze i BYE BYE!- zerwał się ze swojego miejsca i ruszył w stronę pracowni.

-Jak coś, to wiesz gdzie mnie szukać. Jeśli nadal nieuporządkujesz swych myśli, nie przychodź.- rzucił mi jeszcze na odchodnym i zniknął za drzewami.

Ja natomiast siedziałem i nic do mnie nie docierało.

Jakaś część mnie krzyczała: Biegnij! To twój przyjaciel!, Druga zaś, trzymała mnie w melancholijnym i nieznośnym napięciu.

Kazała czekać.

Ale na co?

Na odpowiedź?

Na prawdziwe oblicze czy może na to, aż obudzę się pewnej nocy i zastam obóz stojący w płomieniach i czerń jego oczu?

Potrząsnąłem głową, chcąc wykurzyć z niej niepotrzebne myśli.

- Valdez ma racje, za dużo o tym myślę.
Nie chce pomocy, trudno. Nie mam zamiaru uszczęśliwiać kogoś na siłę...

Wstałem z trawy i otrzepałem spodnie z niewidocznego kurzu.

Ruszyłem w stronę skarpy nad morzem. Na widnokręgu pojawiało się wschodzące słońce. Nie wiem, czym się tak wszyscy zachwycają, zwykły zachód i tyle.

Jednak scena, która się pod nim rozgrywała, już nie była taka zwyczajna.

Para papużek nierozłączek właśnie się kłóciła.

- To koniec, Jackson, mam cię dość!

- I wzajemnie ty rozhisteryzowna psychopatko!- Woow, długie słowo jak na niego...

- A więc dobrze!

-Dobrze!- wykrzyczeli oboje i rozeszli się w swoje strony.

-Woow, no to się porobiło.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Cześć!
Wiem, że znowu krótki i (moje ulubione słowo) dupa, no ale cóż.
Napisałam od razu rozdział 5, ale że pomyślałam, że akcja pójdzie zbyt szybko, napisałam takie cuś...
Hm, cóż, wena poszła w las...

Jeszcze raz sorry za tą totalną klapę, ale postaram się poprawić!
Słowo harcerza!
Cóż, nigdy nie byłam harcerzem, ale ciii! ;)

Lady Darkness
 


piątek, 1 maja 2015

Rozdział 4



Każdy zrozumiał co ma robić?- spytała nas Clarisse i spojrzała na nas jak na bandę idiotów. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.

-No to jedziemy z tym koksem.- powiedziała.

Dzieci Selene i Demeter ustawiły się na obronie naszej flagi.

Niektóre Aresiątka i ognistoręcy objęli pozycje po naszej stronie rzeki, by wrazie czego bronić wejścia na nasz teren.

Clarisse i trójka z jej najlepszych braci, ruszyli na atak. Reszta natomiast porozmieszczała się według własnego uznania.

Ja natomiast... Stoję sobie pod drzewkiem i oglądam jak Percy powstrzymuje naszych przed przedarciem się na drugą stronę rzeki.

Kilka Hermesiątek przeszło się na nasze pole i walczy teraz z naszą obroną.

Pewnie zastanawiacie się, czemu ja stoję sobie tu i nic nie robię?

No cóż, spełniam rozkazy od co...Kazano mi, to stoję.

Pokręciłem głową. Uch, ci idioci nie wiedzą na czym polegał plan jasnookich, ale ja tak.

Wprowadzili sztuczny harmider, by Solace niespostrzeżenie wdarł się do nas i szedł właśnie w stronę niestrzeżonej flagi.

- Ech, jacy oni przewidywalni.- wymruczałem i przemieściłem się cieniem.

 

 

 
Will's POW

 

Skradałem się właśnie ku fladzę drużyny przeciwnej.

Ten plan Annabeth niby taki oklepany a działa.

Hm, ciekawe gdzie podziewa się Nico. Pewnie stoi gdzieś, albo jest w domku.

On nie jest raczej osobą pchającą się tam gdzie inni jej nie chcą.

- Hehe, łatwo poszło.- zachichotałem.

- Czyżby?- usłyszałem za sobą głos. No tak, Nico, a któż by inny?

- Ech, ten plan jednak był niedoskonały.- Angelo zaśmiał się bez krzty rozbawienia.

- To co, promyczku, zabawimy się?-odwróciłem się w jego stronę. Jego zęby błysnęły niebezpiecznie a w oczach pałała rządza krwi... Oczy bestii...Bezdusznej, zimnej bestii.

Naprawdę po tamtym chłopcu nie ma już śladu...

- Cóż, mamy różne definicje pojęcia ''zabawa'', ale tak. Zawsze i wszędzie.- odpowiedziałem i wyciągnąłem miecz z pochwy.

Cóż, nie jest to moja ulubiona broń, ale całkiem dobrze się nią posługuję.


Zaczęliśmy nasze własne przedstawienie.

Ziemia była naszą sceną a wiatr i słońce widownią.


Zwarliśmy się w tańcu, przy błysku mieczy.


Tylko ja, i on.

Mój jaśniejący miecz i jego zimne ostrze.

Nasze oczy były w sobie utkwione, czerń i błękit.


On zadawał cios, ja odparowywałem go.

Ciąłem mieczem powietrze, wykonując śmiertelny piruet.

Odeszliśmy w tył, by znów powrócić i zetrzeć ze sobą ostrza.


I tak ciągle.


Serie piruetów, skoków i odparowań.

 

Jednak żaden z nas nie nabył choćby najmniejszego muśnięcia.

Nawet się nie zasapaliśmy.

Pewnie dalej trwalibyśmy w tym morderczym tańcu, gdyby ktoś nie zaczął się wydzierać.

- Ej! Ziemia do żółtodziobów!- Percy rozdzielił nas mieczem i spojrzał po naszych twarzach.
Spojrzał na Nica pytająco.

Ale my nawet nie zwróciliśmy na niego uwagi, patrzyliśmy na siebie uparcie, zsyłając błyskawice.

Stałem tak, i patrzyłem mu w oczy. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez moje plecy a do ust podeszła mi żółć.
Nie wiem czemu, ale w tej chwili miałem ochotę odejść jak najdalej.
Nico nadal był tym samym człowiekiem, z którym mam zamiar się zakolegować.
Teraz jednak był oddychający...

- Cielesny demon.- powiedziałem po czym ruszyłem w stronę lasu.

Usłyszałem jeszcze, że di ''Angelo'', mówi do swych kompanów, że są totalnymi idiotami.

Usłyszałem, że wygrała moja drużyna...Nawet nie wiem kiedy przyszli zabrać tą cholerną flagę!
Uch, już późno.
Chyba odpuszczę sobie opijanie zwycięstwai pójdę spać...
 

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

 

Ohayo wam!

Wiem, wiem,

krótkie i dupa. No ale cóż.

Rozdział 5 już gotowy a na 6 jest już pomysł.

Mam nadzieję, że będą lepsze :)

Pozdrawiam,

Wredna sadystka, czyli





 

Lady Darkness


 

 

 

 

 

wtorek, 28 kwietnia 2015

Rozdział...3 ?

Nico's POW
Stałem pośrodku jakiegoś pięknego a zarazem potwornego zamku, którego ściany połyskiwały w słabym świetle świec...

Rozejrzałem się. Mój wzrok napotkał twarz małego chłopca, który miał nie więcej niż 10 lat. W jego ręku spoczywały nierozłączne tamtych czasy karty do gry. Miał on ciemną karnację i błyszczące oczy, które mówiły o jego beztroskim życiu, które niedługo miało dobiec końca...

Sam chłopiec uśmiechał się do swej siostry, który była do niego bardzo podobna. Nad nimi zaś, stała piękna i smukła kobieta. Ona również się uśmiechała, ale do osoby, która malowała ów portret.

Po mej twarzy spłynęła niedostrzegalna łza...

Nagle obraz znikł mi sprzed oczu i dostrzegłem Biance wpadającą w czarnom otchłań.

- Nieee!- dźwięk rozpaczy wyszedł z mego gardła, lecz na darmo...
Poderwałem się z łóżka głośno sapiąc a po mej szyi spływały strużki potu. Spojrzałem w stronę okna i zakląłem, gdy promień słońca poraził mi oczy.

- Jakim cudem te cholerne słońce przedarło się przez czarne zasłonki!?-wyrzuciłem ręce w powietrze- Pieprzony Solace...- wymruczałem, gdyż byłem przekonany, że on, jako ulubieniec swego ojca, jest sprawcą tej pogody.

Spojrzałem na zegarek...Byłem spóźniony na śniadanie. Mieliśmy omawiać strategię i...

- Chrzanić to.- machnąłem lekceważąco ręką. Zebrałem swój blady tyłek i ruszyłem w stronę łazienki. Rozebrawszy się, wszedłem pod zimny strumień, chcąc by choć trochę ochłodził mój umysł i ciało.

Po skończonym prysznicu, wytarłem lekko włosy. Spojrzałem w lustro. Miałem potargane, wilgotne włosy i błyszczące oczy.

Przepasałem sobie ręcznik wokół bioder i ruszyłem w stronę pokoju.

Minąłem salon, pośpiewując sobie szłem z lekko przymkniętymi oczami. Gdy przeszedłem ledwo metr, stanąłem w miejscu jak wryty. Nawet się nie odwracając, wróciłem do łuku prowadzącego z korytarza do małego saloniku.

Stanąłem i patrzyłem na niego, jak na kosmitę...nie, na cały statek kosmitów!

Gdy zrozumiałem, że to nie są omamy, zdziwiłem się jeszcze bardziej, o ile to wogóle możliwe...

Przede mną, na MOJEJ kanapie, siedział ten uśmiechnięty dupek...

TEN dupek sieedział w MOIM domu... I to bez mojej wiedzy!!!

Solace spojrzał na mnie kpiąco.-Co, di Angelo, zatkało?

- Jak ja ci zaraz coś zatkam.- zacząłem się trząść ze złości.- Co ty tu, do cholery jasnej, robisz?!

- Jakto co? Siedzę.- powiedział jak gdyby nikt a we mnie aż zabulgotało ze złości. Zerwałem jeden z mieczy ze ściany i jednym susem znalazłem się na przeciwko tego idioty, przytykając mu ostrze do gardła.- Nie irytuj mnie, Solaca.- te słowa ledwo przeszły przez mą krtań...

Blondyn przez chwilę siedział osłupiały i trochę przestraszony, lecz po chwili zaśmiał się i odepchnął koniec miecza palcem, na co ja wkurwiłem się jeszcze bardziej...Już ledwo trzymałem się na nogach a me oczy ciskały gromy...

Haha, widzisz, Zeusie, nie tylko ty tak potrafisz...

- Nie denerwuj się tak, mój *rayo, bo ci żyłka pęknie.-uśmiechnął się już bez cienia obrazy. Chwila, a rayo to nie...

- Chyba ci się coś pomyliło.-powiedziałem zgryźliwie, ale on uśmiechnął się tylko i wyszedł nawet się nie żegnając.

A ja, co ja? Stałem tam zamurowany...


 

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
* Rayo, to po hiszpańsku promyk. A po hiszpańsku dlatego, że na cześć mojej koleżanki, która, o zgrozo, nie lubi czytać gejozy!



YHYM, YHYM...

Ohayo! Łapcie takie krótkie cuś, w następnym będzie... fanfary ...bitwa o sztandar! A następny, może dziś, może jutro, a może nigdy...No cóż, taki żywot xD Dobra, jako że mam dziś wyjątkowo dobry humor, gdyż moja drużyna zajęła 3 miejsce w zawodach kosza, hihi, te głupie zołzy w zielonych gaciach z nami przegrały, postaram się dodać nowe rozdziały na KAŻDYM blogu :)



Lady Darkness

One shot Jasico, cz.1

Siedzimy razem z Nico u mnie w domu, tym prawdziwym, nie w obozie.
Oglądamy od godziny jakiś głupi, chiński teleturniej jakich dużo i coraz bardziej kleją się nam oczy...
Cóż, Angelo już praktycznie śpi, dlatego właśnie nie widzi jak mu się przyglądam.

Dobrze, że nie wie jak bardzo pragnę go posiąść.

Tak na własność.

Tak na zawsze.

Zamknąć go w swych ramionach.

Nie pozwolić,  by mówił o tym jak to bardzo kocha Jacksona i jak cierpi.

Nie słyszeć nic prócz jego jęków.

Spróbować...

Zasmakować...

Polizać...

Dotknąć...


Choćbym odciął mu język.
To i tak zawsze wymawiałby w umyśle tylko JEGO imię.
Choćbym go całował.
To i tak  zawsze będzie woleć jego.
Choćbym go dotykał.



Spojrzałem na niego jeszcze raz...

Głód...

Nie...Nie mogę.

Głodny....Taki głodny...

Nie! Nigdy!


Tylko trochę...Tylko spróbuj...

- Dobrze.

Rozsądek przegrał...Opuścił kiedy potrzebuję go najbardziej...

Nachylam się nad nim i zbliżam doń twarz, choć wiem, że gdy zacznę to nie przestanę...

On się budzi,
Otwiera oczy i nierozumnym wzrokiem patrzy na mnie...

-Jason? Co ty...-zamykam mu  usta...
Całuję.
Próbuję.
Coraz bardziej.
Zapędzam się...
I wiem, że rządza wygrała...

Całuję go coraz bardziej,  zsuwam się na jego szyję i liżę ją.
Przygryzam.

Czuję, jak się trzęsie...

To nic...

Tak, nic.

Obniżam twarz i powoli podnoszę jego bluzkę,  aż do piersi...
Zataczam kręgi na jego brzuchu, by następnie zająć się jego piersiami.

Ssę jego sutki.

Jednak głód nie ustaje...

Jednak on nie jęczy...

- Ja...Jason.-podnoszę głowę i napotykam jego spojrzenie.

Z jego oczu płyną łzy, ciało jednak nie jest w stanie zrobić żadnego ruchu...
Sparaliżował go strach, i zdziwienie.

Widzę ból...Ogromny ból...Wielki, wielki strach.
Chce coś powiedzieć, jednak jego słowa zagłusza szloch...

Nagle przytomnieję i wiem co zrobiłem.
Co chciałem zrobić.
Nigdy bym sobie tego nie wybaczył...

Choć go pragnę.
Choć jestem głodny.
To go kocham....
Wolę umrzeć z głodu i pragnienia, niźli zrobić mu krzywdę.

Wstaję, opuszczam głowę, niezdolny spojrzeć mu w oczy...

- Przepraszam. - szepczę i odchodzę...


------------------------------------------------------------------------------

Elo wam!
A o to i taki wierszowaty (chyba) one shot.
Będzie się on dzielił na dwie części. Tą,  czyli słodką i taką pisaną wierszem oraz drugą +18 (+++) :)
Podzieliłam je, gdyż nie chciałam by ta część była zniszczona tą drugą.
Wstawię ją jeśli chcecie :D
Mam nadzieję, że się wam podoba bo pisałam ją w SAMOCHODZIE na TELEFONIE i o 3 w nocy,  ale to to już normalka xD
Więc wielbcie mnie!
Choć to jest jedna, wielka dupa na pustyni...
Ale i tak macie mnie wielbić...
Pozdrawiam i życzę wam miłego dnia.

Lady Darkness



środa, 1 kwietnia 2015

Obiecany link!

Uwaaga!
 
Piszę do tych, którzy czytająten o to blog.
Tak jak obiecałam, link do mojego nowego bloga, którego tematem nie są homoseksualiści!
(No przynajmniej nie głownym xD)
Tak więc zapraszam, jeśli ktoś zechce czytać.
 

niedziela, 29 marca 2015

One-shot 18

Kolejny one shot!!

Tym razem +18!!! I to mocno...Więc ostrzegam, lepiej dla was jeśli nie przejdziecie dalej. Mówię oczywiście o normalsach, ci pierdolnięci niech idą śmiało ;-)

- - - - - - -- - - - - - - - -- - - - - - -- - - - - - - - - -- -

-Kurwa, przestań pierdolić, Solace.-powiedziałem do blondwłosego

-Okey, skoro mam przestać...

-Och, nie o to mi chodziło i ty dobrze o tym wiesz!-powiedziałem już nieźle wkurzony.-Przestań już gadać, bo nigdy nie skończymy sprzątać stołówki! (ups, pewnie myśleliście o czymś innym xD)
-Dobra, już dobra panie zły.-powiedział marudnie po czym wziął mop w rękę i zaczął przesuwać nim w tył i w przód, w tył i w przód. Przewróciłem tylko oczami na to całe jego nastawienie do pracy i sam wziąłem ścierkę do ręki i zacząłem myć stół...

Pewnie zastanawiacie się czemu akurat my tu sprzątamy, prawda? Więc wszystko zaczęło się miesiąc temu, kiedy to usiedliśmy razem przy jednym stoliku, gdyż zaczęliśmy się wtedy spotykać, ale to nieważne...Jak zapewne wiecie, herosów z różnych domków nie można mieszać, ale Chejron pozwolił nam usiąść ze sobą pod jedynym warunkiem, że nie będziemy robić rozruby a my właśnie taką rozrubę dziś zrobiliśmy...I żyli długo i szczęśliwie....Długa historia, no nie?

Tak właśnie minęła nam ostatnia godzina, czyli na monotonnym sprzątaniu. A że była to kolacja, to mieliśmy jeszcze dwie godziny do ciszy nocnej, której i tak nikt nigdy nie przestrzega więc...Mieliśmy całą noc.

Gdy skończyliśmy, ruszyliśmy do mojego domku, chcąc zrobić jakiś wieczór filmowy czy coś tam innego. Gdy tylko przekroczyliśmy próg, Will wyłożył się jak długi a ja parsknąłem śmiechem. Odwrócił się do mnie z groźną miną, chcąc zapewne mi coś odszczekać, ale skrzywił się i spojrzał na swoją pierś...Ja też na nią spojrzałem.

Przez jego obozową bluzkę sączyła się krew...Dużo krwi.

-Kurwa, Nico, tylko ty kładziesz noże na ziemi...Kto normalny rozrzuca noże po całej ziemi?!-zanim zaczął histeryzować, pociągnąłem go szybko za rękę i zaprowadziłem do sypialni. Tam posadziłem go na łóżku a sam poszedłem szybko do łazienki po apteczkę...Gdy wróciłem, Will siedział już bez koszulki a mnie zaprało dech w piersiach....Nie, nie ze względu na jego ranę, tylko na jego klatkę i brzuch...Były doskonale wyrzeźbione i umięśnione, ale nie za bardzo tylko tak w sam raz...Ponadto jego skóra była opalona. Pewnie myślicie, że będąc z nim już od miesiąca, widziałem go nago już przynajmniej raz, ale ja widzę go po raz pierwszy bez koszulki. Po chwili jednak ocknąłem się i ruszyłem w stronę chłopaka. Rana nie potrzebowała lekarza, ale zszycia tak. To jednak mogłem zrobić sam.

Najpierw obmyłem i odkaziłem mu ją, przy czym on lekko przygryzał wargę i wyglądał cholernie seksownie a mnie robiło się coraz bardziej duszno, jednak był ranny i w tej chwili nie mogłem tak o nim myśleć.

Spojrzałem na niego.

-Will, musisz się położyć bym mógł cię zszyć.-powiedziałem i zbliżyłem się do niego. Wykonał moją prośbę i grzecznie się położył. Ja natomiast pochyliłem się nad nim i zbliżyłem z igłą. Jeszcze nawet nie zacząłem a ten już się kręcił i jęczał.

-Och, przestań marudzić i leż spokojnie.-powiedziałem, ale gdy tylko zbliżyłem się z igłą, on szarpnął się tak mocno, że ja wylądowałem na nim. Spojrzałem na niego.

-Will, zachowałbyś się jak mężczyzna...Czyżbyś po raz pierwszy miał ranę?-spojrzałem nań z politowaniem. On natomiast z błyskiem w oku i uśmiechem na ustach przekręcił się na drugą stronę i teraz leżał na mnie...Uśmiechnął się do mnie figlarnie...
O, on to zrobił specjalnie, prawda? Jednak nie zdążyłem go o to spytać bo przyssał mi się do ust.I to dosłownie. .                                                                   Odwzajemniłem jego pocałunek i już po chwili całowaliśmy się namiętnie. Błądziłem rękami po jego nagim torsie, który był wspaniały w dotyku...Jeździłem po jego sutkach by zaraz zjechać rękami na jego biodra i brzuch. On natomiast całował mnie po szyi. Nagle zdjął a raczej zerwał ze mnie koszulkę. Znów pocałował mnie w usta.
-Słodki. -mruknął zachrypniętym głosem i polizał mnie po szyi.-Taaaki słodki.-moja twarz musiała przybrać odcień dojrzałego buraka, gdyż Will zaśmiał się głośno i polizał mnie raz jeszcze.
 Potem już pojedynczymi pocałunkami obcałował mi szyję, zjeżdżając coraz niżej, aż na obojczyk, gdzie zrobił mi malinkę. Z moich ust wyrwał się jęk. Przyjrzał się swojemu dziełu po czym zaczął mnie całować po piersiach, brzuchu...O nie, nie ma tak łatwo. Przekręciłem nas i znów nad nim górowałem. Pocałowałem go w usta, prosząc o dostęp. Gdy go otrzymałem wparowałem do jego buzi językiem i zacząłem penetracje...On w tym czasie rękami pieścił moje rozgrzane ciało. Chyba mu się znudziło, bo znów nas przekręcił i zaczął lizać i przygryzać moje sutki. Co chwila jęczałem i byłem coraz bardziej zniecierpliwiony.

Will's POW

Jego ciało było cudowne jednak ja zapragnąłem czegoś więcej...Zjechałem rękami na jego biodra i zsunąłem z nich spodnie razem z bokserkami...Spojrzałem na twarz Nico. Była mocno zarumieniona. Uśmiechnąłem się do niego i pocałowałem go w usta. Sam zciągnąłem resztę niepotrzebnych ubrań. Gdy byliśmy cali nadzy, Nico zjechał twarzą w stronę mojego penisa i zaczął go powoli okrążać językiem by następnie wziąć go w usta i ssać...Uch, no nie powiem, miał chłopak głębokie gardło. Czułem, że jestem blisko dojścia. Zaciskałem co chwilę rękami pościel i jęczałem w niebo głosy...Och, bogowie, mam nadzieję, że tego nie widzicie. Po chwili doszedłem i wypełniłem usta Nico gorącą spermą. On ją połknął i pocałował moje wargi. Poczułem słonawy smak własnej spermy. Teraz ja przejąłem inicjatywę. Podniosłem go i przekręciłem do siebie tyłem.

-Wypnij się trochę, Nico.-zrobił grzecznie co mu kazałem.-Gdybyś chciał bym przestał to powiedz, nie chcę ci zrobić krzywdy.-szepnąłem mu zachrypniętym od rozkoszy głosem i przygryzłem płatek jego ucha...Nie chciałem mu sprawić bólu. Kochałem go i chciałem by jego pierwszy raz był wspaniały i bezbolesny.
Klepnąłem go w tyłek na co on warknął a ja się zaśmiałem. Włożyłem mu palce do ust, chcą by je poślinił. Gdy ten zaczął je ssać i nieźle bawić, zabrałem mu je i polizałem po całej długości jego szczękę.
Zbliżyłem się ustami do jego pośladków i zacząłem lizać go dookoła wejścia. Nicoś westchnął zdziwiony i spojrzał na mnie przestraszony. Zaśmiałem się i znów zacząłem go lizać.
 Następnie  powoli zacząłem wkładać mu  palce chcąc go rozciągnąć, na co on wydobywał z siebie jęki bólu. Gdy się trochę rozluźnił, zacząłem mu wkładać po woli penisa do pupy, ale on i tak wydał z siebie krzyk bólu. Scałowałem mu łzy. Lizałem go powoli po plecach, co chwila wracając do jego ust. Minęła chwila i był już gotów.
Pchnąłem lekko swego przyjaciele, przy czym trafiłem króla upiorów w prostotę.

-Szybciej, Solace, kurwa szybciej.-jęknął. Spełniłem jego prośbę i zacząłem się w nim gwałtownie poruszać. Nasze ciała uderzały o siebie, a jęki chyba było słychać w całym obozie, jednak teraz liczył się tylko MÓJ Nicoś...Doszliśmy w tej samej chwili. Ja wytrysnąłem mu się we wnętrze a on na pościel. Na czarną pościel... Ale to nie był jeszcze koniec. Nico położył się na mnie i zaczął całować. Ja natomiast masowałem jego wspaniałe pośladki...Zawsze lubiłem patrzeć na nie gdy syn Hadesa nosił rurki i wiele razy musiałem powstrzymać pokusę, by nie klepnąć go w tyłek...Teraz już nie musiałem się hamować.

-Umm, kocham twój tyłek wiesz...To chyba moja ulubiona część twojego ciała.-powiedziałem zmysłowo a Angelo spalił buraka.-Oczywiście lubię w tobie też inne rzeczy, Aniołku.-powiedziałem i pocałowałem go w usta poraz setny tego dnia.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - -- - - - - - - - - - - - - - - - - -

Wstawiam go teraz jako przeprosiny za długą nieobecność ;')
Chciałam by był bardziej...um, gorętszy (XD), ale to mój pierwszy, więc jest taki, jaki jest. Czułam się trochę dziwnie, pisząc to...
Mam nadzieję, że się podobał.

Pozdrawiam was herosły :) (:



Lady Darkness

sobota, 28 marca 2015

One shot. ,,Teraz będziesz mój, mój na zawsze''




Śmierć bliskich może zmienić ludzi.

Samotność również.

Jednak widok cudzej miłości, która powinna należeć do was,

Potrafi zmienić ludzi w bezduszne bestie, czyhające na śmierć jednego z dwojga,

Zakochanych.

Jednak, gdy ten moment nie nastaje,

Z obserwatorów zmieniają się w drapieżniki,

Które muszą ''pomóc'', rozstać się kochankom...

 

 

 


Nico's POW

 

To już pięć, pięć cholernie długich lat jak ich widzę.

Minęło już kilkadziesiąt cholernych misji.

Stoczyli już kilkaset cholernych bitew z potworami i innymi herosami.

A oni wciąż stoją...

A oni wciąż są razem...

A oni wciąż migdalą się pod MOIM oknem!!!

-Aaa!-moją pięść uderzyła w mały stolik stojący na środku pokoju, pozbawiając go tym samym oparcia.-Ups. Będę musiał go w wolnym czasie zanieść do Leo, żeby go naprawił...Po raz dziesiąty z resztą...-westchnąłem-Pewnie mnie zabiję, ale to nawet lepiej bo odkąd mój stary wywalił mnie z Hadesu to muszę błąkać się po nadziemnym Tartarze, w którym jest o wiele gorzej niż w prawdziwym...-wyjrzałem jeszcze raz przez okno by zobaczyć oddalających się Percy'ego i Ann...Ann...Anna...Och, oddalających się Percy'ego i jego...Och.

-Jestem żałosny.-pomyślałem. Spojrzałem na zegar w kształcie czaszki, oryginalnie prawda?

Zbliżała się pora obiadu, na który i tak nie pójdę.-Dobra, wezmę prysznic i idę spać. Już wolę mieć koszmary niż oglądać ICH.-westchnąłem po raz setny tego dnia i ruszyłem w stronę łazienki. Będąc już w pokoju, który był pokryty czarnymi płytkami z dodatkami czerwonego, zdjąłem z siebie moje ubranie i stojąc tak jak nas Prometeusz stworzył, podszedłem do lustra. Przede mną stał chłopak, w miarę wysoki z czarnymi włosami i równie czarnymi oczami. Każdy by powiedział, normalny, jak każdy inny, poniżej też się zgadza. Jednak gdy przyjrzeć się ciutkę lepiej, widać iż jest on chorobliwie blady, biały wręcz, a skórę przez którą wystają kości, ozdabiają liczne blizny po samookaleczaniu.

Gdy skończyłem oglądać swe okropne cielsko, wlazłem pod prysznic. Odkręciłem kurek z zimną wodą i po dokładnym zmoczeniu skóry, namydliłem się, krzywiąc kiedy moją ręka natrafiała na wystające żebro.

Gdy byłem już czysty i ubrany, wróciłem do sypialni by położyć się i zasnąć. Co dziwne, gdy tylko dotknąłem głową poduszki, odleciałem do krainy Morfeusza, boga, który mnie nie cierpi.

 


Jakiś czas później...

 
Obudziłem się o dziwo wyspany i nieprzestraszony. Jednak w mych oczach pałała rządza mordu. Mym sercem i umysłem od kilku miesięcy zawładnęło jedno pragnienie, jednak nie wiedziałem jakie i jak go dokonać. Po tym śnie jednak zrozumiałem...

-Zdobędę cię, Percy Jacksonie...Zdobędę za wszelką cenę.-mówiąc to ubrałem się w moje codzienne ubranie i przetransportowałem się cieniem do domku nr. 3

 

 


Regular POW

Zielonooki obudził się przestraszony i pełny niepokoju. Przysiągłby, że usłyszał jakiś hałas u siebie w domku. Zaniepokojony wstał z łóżka i z Orkanem w dłoni ruszył w stronę salonu. Widząc ciemną i chudą sylwetkę odetchnął z ulgą. Nie spodziewał się, że to właśnie tego młodego półboga powinien się lękać najbardziej...

- Och, Nico, to tylko ty. Niezłego mi stracha napędziłeś...Co cię sprowadza do mnie o tak późnej porze?-spytał, lecz kiedy spostrzegł dziwny wyraz twarzy półboga i oczy pałające żywym ogniem, przestraszył się.-N-Nico? Czy coś się stało?-tamten jednak wciąż nie odpowiadał. Syn Posejdona zdjęty grozą, znieruchomiał, lecz kiedy zaczał się cofać, syn nocy zbliżył się do niego jednym, płynnym ruchem. Chłopak nigdy jeszcze nie widział tak potwornej twarzy, nawet u syna Hadesa...Kiedy chciał wypowiedzieć choć jedno zdanie, brązowooki uśmiechnął się, lecz w uśmiechu tym nie było choć trochę szczęścia.

-Teraz będziesz mój...Mój na zawsze...-zamachnął się czarnym jak noc mieczem, mieczem który był jedyny swego rodzaju, nie licząc tego, który posiadał jego ojciec. Mieczem, który jednym cięciem niszczył duszę nieszczęśnika tak, że tamten nie trafiał już nawet w najgorsze części Hadesu...Po prostu nikł.

-Mój na zawsze...Perseuszu Jacksonie.-roześmiał się obłąkańczo i z martwym ciałem w ramionach, ruszył w stronę swego domku, by po raz ostatni nacieszyć się swym ukochanym, przed śmiercią.




-----------------------------------------------------------------------------------
--------------------------------------------------------------------------

-------------------------------------------------

Hej, hej, hej!

Wiem, że nie było mnie z miesiąc i pewnie nieźle się naczekaliście(jeśli ktoś w ogóle czekał, na tego psychopatę jakim jestem).

Przybywam więc z nowym one-shotem, napisanym przez godzinę, który ma pewnie w chuj dużo błędów, ale cóż...

Jeśli chodzi o tamten blok o Elektrze, to na razie go zawieszam, ale jeszcze pewnie powrócę.

Mam zamiar założyć nowego bloga, który będę ciągnąć aż do samiuteńkiego końca.

Nie będzie on jednak fantastyczny...No może trochę i czasami, ale bardziej jednak science-fiction.

Będą w nim niektóre postaci z książki ,,Felix, Net i Nika''. Czyli wszyscy z tych ważniejszych. Dodam tylko główną bohaterkę i wiele innych osób, zmienię też niektóre rzeczy.

Więc jeśli ktoś czytał tą (najukochańszą moją serie) spotka się z kilkoma rzeczami w niej występującymi.

Jednak z książki ściągnę głownie bohaterów i nic więcej.

Tak więc gdy założę już to podam wam stronę.

Wracając do Percico i innych...Nie wiem czy rozdział na razie będzie, czy nie, ale raczej musicie na niego trochę poczekać. Pojawią się jednak z dwa, może trzy one shoty. Mam jeden napisany +18, dupy jednak nie urywa, bo choć sama czytam ostatnio tylko to, to same pisać ich nie potrafię.

Pytanie więc, czy będzie ktoś czytał zboczony one shot? A nowy blog?

I czy ktoś czyta moje wypociny?

Przepraszam raz jeszcze i pozdrawiam.



Lady Darkness