poniedziałek, 22 czerwca 2015

Rozdział 7

- ...I wtedy właśnie znalazł nas Nico.- skończyła swój wywód, głośno sapiąc. Wszyscy spojrzeli zdumieni na niebieskowłosą.- No co? - spytała widząc na sobie ich spojrzenia.

Eric westchnął ciężko.- No dobra, więc może ja powiem jeszcze raz.- był zirytowany, gdyż jego siostra zmarnowała CAŁĄ godzinę na bezmyślne zdawanie relacji ich przygody. Kłapała paszczą jak najęta, a suma-sumarum  nikt nic nie zrozumiał.

- Zacznę od początku... Ja jestem Eric Sherman, mam 17 lat a to moja siostra Erin, lat 15.
Gdy mieliśmy po 10 i 9 lat, nasza matka wyszła za jakiegoś bogacza a nas zostawiła. Przygarnęła nas babcia, Mio, która jest japonką. Niestety umarła dwa tygodnie temu, miała sto lat. Przed śmiercią powiedziała nam, byśmy szukali w tym lesie obozu herosów i Chejrona, który nam wszystko powie, gdyż jej zbrakło czasu.

- I tak po prostu jej uwierzyliście? Stólatce?- spytał niedowierzająco Will.

- Hm, no cóż. Babcia była niezwykle mądrą kobietą, mając nawet setkę na karku nie zbzikowała. -wzruszył ramionami.- Choć uwielbiała żartować, to wiedzieliśmy, że w takiej chwili była z nami zupełnie szczera...
Po ceremonii i pogrzebie, ruszyliśmy w drogę by was znaleźć. Po drodze nie napotkaliśmy żadnych przeszkód i potworów. Dopiero wtedy, gdy zaatakowała nas ta bestia.- mówiąc to, wzdrygnął się.- Ale o niej to już powie ci Nico.- tu spojrzał ciepło na syna Hadesa, na co ten najchętniej by spalił buraka.- I to na tyle. Nic o was i o sobie nie wiemy...- tu spojrzał na siostrę.- I co Erin? Można było szybko i zwięźle w 10 minut?- spytał, na co tamta mruknęła coś niezrozumiale.

- Może i się da, drogi braciszku, ale o jednym zapomniałeś.- spojrzał na nią niezrozumiale.- Czarne włosy.- gdy to powiedziała, chłopak przybił sobie piątkę z głową.

- Ach, no tak! Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że czasem moje włosy stają się czarne a oczy czerwone... Jednak gdy to się dzieje, jestem taki sam jak zwykle... Po prostu...to się dzieje i już.- dokończył jak gdyby wiedział o co Will zamierza spytać. Nico przez cały czas siedział cicho, od czasu do czasu biorąc gryza kanapki z sałatą.

- Huh, ta zmiana raczej nie jest czymś niezwykłym i nie wskaże nam ich rodzica.- stwierdził nawet na nich nie patrząc. Możliwe, że myślał na głos.

- Nico ma racje, niektórzy herosi mają takie swoje własne...

- Cechy.- dokończyła Erin, na co ten skinął głową.

- Dokładnie, a my...- w tej chwili wpadł do sali cały rozdygotany i ładnie mówiąc, wkurzony Leo, niszcząc błogą ciszę.
- Do jasnej cholery, Solace, od dwóch godzin biegam po całym obozie i wypytuję ludzi czy cię widzieli, a ty sobie tu w najlepsze siedzisz i...- zamilkł widząc nowych i Nico całego w bandażach.
- Coście do cholery robili?! I co to za niebiescy?!

- Hm, smerfy, a któż by inny.- mruknął Eric. Siostra spojrzała tylko na niego ciężko i uśmiechnięta doskoczyła do zbaraniałego Valdeza.

- Ohayoo! Jestem Erin a ten maruda to mój bliźniak, Eric.



* * * * * * * * * * * * * *




-No nie gadaj, serio?- spytał Leo na co dziewczyna pokiwała entuzjastycznie głową.- To świetnie! Będę miał w końcu godnego przeciwnika! To może wieczorem?

- Jasne! Jeszcze pytasz! Ej, a tak w ogóle to tu można mieć gry i alkohol?- spytała nagle piętnastolatka, na co szatyn wybuchł śmiechem.- No oczywiście, kogo ja pytam.- mruknęła pod nosem.
Poznała właśnie z bratem prawdę i prawa TEGO świata, ponadto powiedzieli jej, że ma mieszkać z dwudziestoma dziećmi Hermesa, co jak zdążyła się dowiedzieć, nie jest zbyt przyjemne dla osób takich jak ona. Co dziwne, dogadała się z Leonem. Okazało się, że lubią tą samą grę i ten sam program i wszystko... Kto by się tego spodziewał, co?
 Od dobrych dwudziestu minut go nie słuchała. Przyglądała się za to Will'owi, który przyglądał się jej bratu, który przyglądał się brunetowi. Pewnie zastanawiał się czemu jej brat tak się klei do Nico...
Hm, wkrótce pewnie i tak  się dowie...
Z rozmyślań wyrwał ją głos Leosia .

- Nie słuchałaś mnie, co?

- Nie.

- Pfy.- prychnął z rozbawieniem.- Przynajmniej jesteś prawdomówna.- powiedział ze śmiechem.
Erin spojrzała na niego zdziwiona. Nie zdenerwował się, nie zirytował i jej nie obraził.
Dotychczas ze spotykanych przez nią ludzi, mili byli tylko jej brat i babcia... I Pan Henk...
Na początku myślała, że to przez włosy. Szybko jednak spostrzegła, że ma to jakieś głębsze źródło. Nie wie tylko, co to jest. I to ją gryzie.

- Erin, wszystko gra?- spytał zmartwiony Solace. Niepokoił się o to, że to wszystko mogło ją  przerosnąć. Mimo tak krótkiej znajomości, polubił ją. I Nico też.

Dziewczyna spojrzała się na niego przenikliwie, szukając jakichś oznak fałszu czy osądu. Gdy zobaczyła zdziwiony i lekko zasmucony wzrok Willa, odwróciła głowę zmieszana.

- Wybacz, po prostu jeszcze nikt nie był dla mnie tak...miły.- powiedziała z trudnością, co zdarzało się jej bardzo rzadko, prawie wcale.- blondyn położył jej rękę na ramieniu w uspokajającym geście.

- No oczywiście, siostra Solace się pokazała.- mruknął z przekąsem Nico, na co wszyscy się zaśmiali. Oprócz Will'a, rzecz jasna.

- Ty to musisz zawsze psuć dobry nastrój, co?

- Psuć? Jak na razie to go tylko ratuję od rzygnięcia tęczą. Plujesz cukrem na wszystkie strony... Jak ci z tyłka wyjdzie różowy ogon, to nie przychodź do mnie z płaczem...

- Och, czyli twój ulubiony jednorożek ma różowy kolor, co, ty pasjonacie bajek.?- odgryzł się.

Cóż, jedyne co można powiedzieć to to, że tego wieczora już nikt się nie nudził..

Will robił za matkę, i biegał w tę i we wtę, mówiąc, żeby nie przesadzali. Leo oczywiście się dobrze bawił a Nico patrzył na nich znudzony co chwilę szepcząc; pijacy... Widać było, że chwilami ledwo powstrzymywał się od śmiechu...
A co robił Eric, to już chyba każdy zgadnie...
Natomiast jego siostra patrzyła na niego co chwilę, i uśmiechała się wiedząc, że szykuję się dla niej niezła rozrywka, która zaspokoi jej potrzeby jaką yaoiczki.




* * * * * * * * * *


Następnego dnia nie było żadnych porannych zajęć. Na brak osoby Valdeza i Nico nikt nie zwrócił uwagi, natomiast na całą resztę już tak, a szczególnie na Willa.

Will'a obudził dzwonek budzika.
- Jeszcze chwilę, mamo- wymruczał przez sen, ale słysząc, że maszyna zła nie daje spokoju, przewrócił się na drugi bok i spojrzał zaspany na budzik.
Ciekawe, która dziś...6? A może 7?
Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył, że jest właśnie pora obiadu. Momentalnie jego oczy przybrały na rozmiarze. Zerwał się z łóżka i zaczął  biegać jak oparzony od szafy do szafy. Gdy wybrał ubranie, założył je wciąż biegając, przez co przewrócił się i obił sobie zadek.
Wpadł do łazienki i szybko opłukał sobie twarz, następnie wyleciał z domu, zmierzając ku domkowi Nico.
Gdy już dopadł do drzwi, zaczął w nie walić i drzeć się w niebogłosy jak kotka w rui.

- Nico! Nii-cooo!- po jakichś dwóch minutach, przez drzwi wychylił się Nico w samych bokserkach w czaszki...No tak, jak wszystko to wszystko.-pomyślał Will widząc je.

Nico przetarł oczy i spojrzał rozgniewany na Solace'a.- Czego?- warknął. Ton jego głosu prawię wcale nie zraził blondyna.

- Zaraz obiad! Przegapiliśmy śniadanie!- Nico spojrzał na niego, potem za siebie, gdzie pewnie wisiał zegar. Jego oczy powiększyły się, lecz po chwili wróciły do swych normalnych rozmiarów. - Jeśli zaraz się nie ubierzesz i nie wyjdziesz, zrobię to sam.- powiedział stanowczo Will, wyprzedzając Nico. Brunet zdziwił się słysząc to. Był jednak pewny, że Solace jest gotowy zrobić coś takiego. Westchnął tylko cierpiętniczo, i zniknął we wnętrzu domu. Za trzy minuty, które dla blondyna trwały jak wieczność, pojawił się w drzwiach i razem ruszyli po rodzeństwo.

Niebiescy zdziwili się widząc ich o tej porze, ale grzecznie zrobili to co powiedział Will.
Ruszyli prowadzeni przez Will'a.
Nico coś tu nie pasowało...Rozejrzał się i stwierdził, że nie idą w stronę domku Leo tylko prosto do stołówki. Zmarszczył brwi i spytał wkurzony Will'a, na co ten odpowiedział.

- Leo pewnie ma takiego kaca, że i tak by nie wstał....W dodatku jego brak nie zdziwi nikogo, może nawet nie zauważą, że go niema?-  Nico zrobił się cały czerwony, ale zrezygnował z komentowania jego głupoty.
Niezręczną ciszę przerwała Erin.

- Willi, masz bluzkę na lewą stronę.

- Huh?- spytał inteligentnie. Erin dotknęła jednego ze szwów palcem. Will walnął się otwartą reką w czoło, i szybko zdjął ją z siebie i założył ponownie.
Erin spojrzała na brata, który obojętnie spojrzał na wyrzeźbioną klatę chłopaka.
Uśmiechnęła się pod nosem.


*                *                   *


Ohaayoo !
Już wróciłam!
I jak podobał się rozdział?
Tak, wiem że historia bliźniaków taka trochę nudnawa, ale nie miałam potrzeby robić innej. Oni mają być zwykli. Wykreowałam ich nie ze względu na ich "herosowatość", ale bo są potrzebni mi do tego yaoica Xd Jeśli to yaoi można nazwać xD

ACHH! Tu taki mini bonusik :*

Lady Darkness









Eric przed ;3
Wygląda trochę jak uke, ale cóż poradzić. I kolczyków nima ;-;





I znów Eric xD






Eric po *^*

I chuj, że każdy inny xD






Erin.




Rozdział 6

- Ach! Cholerne pajace!- wykrzyknął blondyn, usilnie próbując wytrzeć sos do ziemniaków z włosów co, bądźmy szczerzy, naprawdę okropnie mu szło. Obok niego szedł uśmiechnięty (i brudny) od ucha do ucha Valdez, podskakując co chwilę i śmiejąc się z nieudolnych poczynań kolegi.
Sam chyba nie za bardzo zwracał uwagę na kawałki jedzenia ściekające mu po twarzy.

- Aaaa! I z czego się śmiejesz cholerny kurduplu!- rozzłościł się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe, i rzucił kawałkiem ciasta w szatyna, który ledwo co uchronił się od pocisku.

- Ej! To, że jestem od ciebie niższy o 15 centymetrów- piętnaście i pół- wtrącił Solace.-Nie ważne!!!Cholerne pół centymetra.!Nie znaczy, że jestem kurduplem!- wykrzyczał zdenerwowany,  co trochę poprawiło humor blondyna. No cóż, w końcu udało mu się zezłościć Pana Wesołka.

- Dobra spokojnie... - przyznał pokornie.- Ale 168 to i tak mało jak na dziewczynę.- zwinnie uskoczył w bok i popędził ku prysznicom dla chłopców.




* * * * * * * * *


W łazience w końcu zamilkł dźwięk lecącej wody, która płynęła od dobrej godziny.
Młody umięśniony pół-bóg, wyszedł zza kotary prysznica, owinięty w pasie białym ręcznikiem, który tylko bardziej podkreślał jego doskonałą opaleniznę.
Każdy pewnie sądzi, że jako dziecko słońca od zawsze mają ciemną karnację, ale to tylko kolejna bujda. Will Solace od zawsze dbał o swoje ciało.
Idealnie opalone. Idealnie gładkie. Idealnie czyste.
Potrafił poświęcić nawet dwie godziny na pielęgnacje skóry.
Większość pewnie uważałaby, że zachowuje się on jak baba, jednak nawet bogini piękna, Afrodyta, uważa, że zadbany mężczyzna to mężczyzna pożądany, choć to nie oznacza, że drwale tacy nie są ( XD)

Will podszedł do lustra spoglądając na siebie z niekrytą naganą. 
Kropelki wody spływały po jego piersi i znikały za granicą ręcznika zwisającego u bioder, z pod którego wystawał pasek drobnych włosków.

- Wciąż i wciąż nieidealny.- powiedział, a słowa zabrzmiały tak, jak gdyby nie wydostały się z jego ust. Musiał się umyć w wspólnej toalecie, choć jako główny grupowy i lekarz posiadał własny domek. Mały, ale własny. Niestety jego prysznic musi zostać naprawiony przez tego karłowatego głąba ( czyt. Valdezzy xd).

Obejrzał się na wieszak, na którym pozostawił swe ubranie. Jego oczy napotkały pustkę...

- Nie żyjesz, Valdez!- huknął na cały obóz. No cóż, będzie musiał sobie poradzić bez ubrań.- Ech.- westchnął zrezygnowany i mocniej owinął sobie ręcznik wokół bioder.
Pozbierawszy swe manatki, wyszedł z łazienek uważnie oglądając się na boki.- Obym tylko nie spotkał tych ślicznotek od Afrodyty.- mruknął pod nosem i ruszył szlakiem gęstych, dębowych liści, rozmyślając nad planem unicestwienia szatyna.


* * * * * * * * * *


Will był właśnie w trakcie popijania leniwie herbaty, gdy usłyszał pukania do drzwi jego ''gabinetu'', który, jak każdy gabinet zresztą, był w kolorze białym. A Will wręcz nienawidził białego.
Od tego dwugodzinnego ślęczenia nad papierami bolały go całe plecy a skurczone mięśnie domagały się swojej codziennej dawki ostrego treningu. Cały obolały ruszył do drzwi. Był od nich zaledwie metr, gdy poczuł lekki odór krwi. Pamiętał, że od dziecka był czuły na ten charakterystyczny zapach. Zmarszczył brwi i zamaszystym ruchem pociągnął za klamkę.
W jednej chwili stanął przed nim cały obkrwawiony Nico z nieprzytomną dziewczyną na rękach, a za nimi jakiś chłopak, który ledwie utrzymywał się w pionie. Nico wcale nie był w lepszym stanie. Ha! Nawet w gorszym. Jednak idealnie to maskował, chociaż niewystarczająco by oszukać lekarza.

- Ni-nico! Co ci się sta..

- Nie ma na to czasu, powiem ci później.- wycharczał syn Hadesa. Widząc, że Will zmierza ku niemu, dodał.- Najpierw ona, później on. Ja na końcu...Ruszaj się!- choć jego usta ledwo miały siłę na wypowiedzenie tych słów, trzymał się hardo. Był wojownikiem, nie miał potrzeby okazywania bólu.
Blondyn, wciąż wstrząśnięty, ruszył i wziął w ramiona nieprzytomną dziewczynę. Wolną ręką podparł z drugiej strony chłopaka.
Szybko zaprowadził każde z ich na sale. Następnie zawołał dwóch jego przełożonych, by zajęli się dwójką, chyba, rodzeństwa. Oboje mieli niebieskie włosy i czarne oczy. Cóż, takiego koloru włosów nie spotyka się na co dzień, ale Will był pewny, że jest to ich naturalny kolor.
Gdy załatwił opiekę dla nowych herosów, ruszył w miejsce gdzie zostawił Nico.
Czarnowłosego zastał skulonego  pod ścianą. Nie reagował, był nieprzytomny.
Nawet jeśli był to Nico, można było zobaczyć wyraźną różnicę w kolorze skóry, która z bladego stała się wręcz kredowo-biała.
Will miał cichą nadzieję, że nie przyszedł zbyt późno i stan chłopaka nie jest aż tak zły, na jaki wygląda.
Wyciągnął ku niemu ręce, lecz zawahał się na chwilę...
Czy to na pewno ta sama osoba? Czy to na pewno ja? I...czy to on? Co się stało, że chłopak, którego jeszcze kilka godzin temu chciałem zniszczyć i uważałem go za potwora, stał się dla mnie tak ważny i delikatny, jakby był rannym ptakiem?
Gdy usłyszał cichy jęk, ocknął się z rozmyślań i wziął Nico delikatnie na ręce i zaniósł do sali, która była najbardziej odsunięta od pozostałych. Wiedział  bowiem, że chłopak nie lubi tłumów, szczególnie kiedy cierpi.
Stojąc przy metalowym szpitalnym łóżku, na którym spoczywał chłopak. Przyjrzał się mu i znów zadał sobie te same pytania, na które jeszcze przez długi okres miał nie dostać prawdziwej, najprawdziwszej odpowiedzi.



Nico's Pow

Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Pierwszym odczuciem, jakie towarzyszyło mi przy ocknięciu się, była myśl, że głowa pęka mi na dwa kawałki.
Oprócz strasznego uczucia rozerwania czaszki, miałem wrażenie, że moje ciało płonie żywym ogniem, a w gardle jest piaskowa pustynia. Trudno mi się oddychało i byłem strasznie zmęczony. Powieki ciążyły mi jak z ołowiu i za żadne skarby nie chciały się podnieść. Przez chwilę nawet myślałem, że umarłem. Po chwili jednak usłyszałem ucieszony lecz również zaniepokojony głos.

- Nico, obudziłeś się?- co jak co, ale ten to już mógł poznać wszędzie.- Jak się czujesz? Pewnie fatalnie...- no tak, nie ma to jak samemu sobie odpowiadać. Chciałem się zaśmiać, jednak z mojego gardła wydobył się cichy warkot. Powieki wciąż były zamknięte. Trochę mnie zdziwiło to, że trochę ucieszył mnie głos tego głupka. .
Po chwili poczułem coś podetkniętego pod spierzchnięte wargi.

- Masz, napij się. - gdy przez chwilę się zawahałem, zaśmiał się i powiedział, że to tylko woda z witaminami. Wiedząc, że raczej niema interesu w zabiciu mnie, napiłem się. Zimna woda spływała po suchym gardle pozostawiając błogi chłód.
Nie mogąc się powstrzymać, zacząłem pić szybko i nieprzerwanie.

- Hahaha, jaki zachłanny. - zaśmiał się... Idiota. Chciałem przewrócić oczami, ale przypomniałem sobie, że wciąż mam je zamknięte. Powoli, ale zdecydowanie zacząłem je otwierać. Jasne światło oślepiło mnie i zacząłem nerwowo mrugać oczami. Po chwili znów widziałem wszystko dookoła.
Rozejrzałem się.
W pokoju stał Solace oraz dwójka herosów, których wcześniej uratowałem. Wyglądali już o wiele lepiej. Podparłem się na zbolałych ramionach i powiedziałem to, co pierwsze przyszło mi  do głowy.

- Co na śniadanie?- Na te pytanie zaśmiali się a ja się zachmurzyłem. No co, aż takie to śmieszne, że ranny człowiek jest głodny?- Ej, ale ja serio pytam.- Na tą uwagę zaczęli już zupełnie śmiać się na całe gardło. Ja zaś spojrzałem na nich z politowaniem w oczach.

- Ehem...Więc..phyhy...No mogę ci coś przynieść, sam nie możesz jeszcze  wstawać.- pierwszy zdrowy rozsądek odzyskał Will.-Mam kilka pytań, widzę jednak, że mogą one poczekać.- dodał widząc mój wzrok. Następnie wyszedł szybko, pewnie po to by przynieść mi jedzenie.

- Dziękuję za ratunek mnie i mojego brata.- skierowałem wzrok na lekko zarumienioną...niebieskowłosą?- Hehe, tak. To naturalny kolor.- dodała ze śmiechem.

- Ja również dziękuję. - kiwnął mi jej brat i uśmiechnął się przyjaźnie.- Jestem Eric a ta wariatka to Erin.- powiedział, za co dostał kuksańca od siostry.
Dopiero teraz miałem okazję się im przyjrzeć.
Erin miała włosy do połowy pleców, prostę a na końcu kręcone. Czarne, duże oczy i mały nosek. Do tego miała szerokie kości policzkowe i cienkie usta... Nie powiem, dziwna mieszanka, ale nawet ładna. Dziewczyna była chuda i miała ok.160 cm. Ponadto posiadała małe piersi i wąskie biodra.( od razu mowię, że nie jest to mój ideał dziewczyny.dopisek aut.)
Jej brat za to miał lisie oczy, również czarne okolone gęstymi rzęsami. Twarz trochę podłużną z lekko odciśniętymi kośćmi policzkowymi. Oprócz tego miał kolczyk w wardze. ( <3 )
Miał 190cm. Był chudy, ale z mięśniami.
W tej chwili wrócił Solace z talerzem kanapek.

- No dobra, teraz chcę wszystko wiedzieć.- powiedział Will, poczym się rozsiadł i założył nogę na nogę.


* * * * * *
* * * * * *

Ohayo!
Tak, wiem. Znów zjebałam...
Gomen, gomen, gomen!
Miał być w niedzielę tą i poprzednią.
I miałam napisać, ale zaliczenie z historii mnie wyprzedziło, ściągnęło spodnie, wypięło mi d*pę i pobiegło dalej, każąc mi biec na długi dystans...Ale już oceny są wystawione, nie mam się czego uczyć (oprócz rzeczy na akademię końcową) i mogę pisać! Oczywiście nadal mam w chuj dużo rzeczy do roboty, ale szkoły niema.
Wybaczcie, że rozdział znów taki krótki.
Pozdrawiam was, ludziki.

Lady Darkness