niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 2

Nico' POW

Szedłem w stronę miejsca, w którym od dawna nie byłem. Kiedyś zawsze chodziłem tam, by rozmyślać i być bliżej pewnego...uh, osobnika związanego z morzem. Miejscem tym, była skarpa, pod którą rozciągało się wzburzone morze, kolorem w ogóle nie przypominające oczu Perc...Trzepnąłem się w głowę. O czym ty myślisz, di Angelo. To było dawno i nieprawda.-skarciłem się w myślach-Chociaż, jego oczy mają taki kolor wtedy, kiedy jest zły...Uhh, jak widać nie mogę przestać się dobijać myślą o nim...

Dotarwszy do krawędzi, pochyliłem się lekko do przodu, ku przepaści i rozłożyłem ręce jak w Titanicu...Haha, niezłe porównanie. Zamknąłem oczy i choć na chwilę poczułem się jak ptak, wolny i szczęśliwy...Tylko, że ja nigdy nie będę szczęśliwy. Wiatr wywiewał mi z głowy wszystkie smutne i złe myśli. Mógłbym stać tak wiecznie. Tą chwilę musiał oczywiście ktoś zepsuć, drąc się i odpychając mnie od krawędzi. Usłyszałem jak ktoś się na mnie wydziera. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem burze złotych loków...O Hadesia, czy ja właśnie postradałem zmysły? Czy naprawdę gada do mnie jakaś włochata małpa? Zmrużyłem oczy i przyjrzałem się jej...to znaczy, mu, bliżej. Uf, to jednak chłopak. I to...ładny chłopak. Miał niebieskie oczy, ale raczej niebieskie jak...jak niebo i złote półdługie włosy. Dopiero w tej chwili zrozumiałem, że ten gościu do mnie gada.

-Hę?-spytałem bardzo inteligentnie. Spojrzał na mnie jak na idiotę.

-Powiedziałem, że...CZYŚ TY ZWARIOWAŁ?!! CHCESZ SIĘ ZABIĆ?! POPEŁNIĆ SAMOBÓJSTWO?! PO JAKĄ CHOLERĘ!!? ŻYCIE CI NIEMIŁE?!? COŚ TY SOBIE WYOBRAŻAŁ?! CHESZ TRAFIĆ DO HADESU?! -wydarł się. Spojrzałem na niego, był cały zdyszany, ale złość powoli z niego uchodziła...

- Po pierwsze, tak, życie mi niemiłe. Po drugie, jestem synem Hadesa, błąkałem się samotnie po Tartarze, śmierć jest mi niestraszna.

-Wiem, że jesteś synem Hadesa, Nico, ale to kuźwa nie powód, żeby się zabijać!!

- Uspokój się Słoneczko, złość piękności szkodzi.-powiedziałem wrednie- Nie chciałem się zabijać, po prostu sobie stałem, gdyż chciałem uciec choć na chwilę od tego wszystkiego...-powiedziałem pokazując rękami dookoła-Tak wogóle skąd mnie znasz? I poco mnie ratowałeś, skoro wiedziałeś czyim jestem dzieckiem? I kim ty na Zeusa jesteś? Nigdy cię nie widziałem.

- Więc....Jestem Will Solace, syn Apolla, nie widziałeś mnie pewnie dlatego, że większość czasu spędzam w klinice.-mówiąc to wyciągnął do mnie rękę. Nie uścisnąłem jej, gdyż unikam jakichkolwiek kontaktów. Will niewzruszony, dalej ciągnął swe wyjaśnienia- Skąd cię znam? Jesteś jedynym dzieckiem Hadesa, pozatym, robiłeś takie rzeczy, że trudno by cię było nie znać. Czemu cię uratowałem? Bo...Bo rzeczy, które mówią o tobie inni to tylko pogłoski. Nie wiedzą jaki jesteś naprawdę. Być może nie jesteś taki...taki zły. I...

-Jestem dzieckiem Hadesa, Solace. Nie wchodź mi w drogę.-przerwałem mu i go wyminąłem. On jednak nie chciał tak łatwo mnie puścić. Chwycił mnie za ramię.

-Ale Nico, ja...

- Powiedziałem żebyś dał mi spokój-wyszarpnąłem ramię z jego uścisku.-Nie jestem chłopcem do towarzystwa, Promyczku.-to rzekwszy, przetransportowałem się cieniem do domku numer 13.

Will's POW

O-Okey...To było dziwne...Bardzo. Właśnie uratowałem-nieuratowałem, życie synowi Hadesa, Nico'wi a on co? Nawet mi nie podziękował. Pfy, mało tego, nazwał mnie Promyczkiem!! No dobra...Może było to trochę...Bardzo słodkie, ale on powiedział to obraźliwie. Nie mówię, że powinien rzucić mi się do stóp i nazwać bohaterem i wybawcą, ale jednak był on niezbyt lubianym herosem i powinien być mi wdzięczny, że darowałem mu tak jakby życie....Prawda? Może trochę za bardzo na niego nakrzyczałem...W końcu mógł mnie skazać za tą zniewagę na wieczną tułaczkę po Tartarze, ale on by tego nie zrobił...chyba by nie zrobił.

Westchnąłem. Miałem dziś wolny wieczór i kiedy zobaczyłem Nico, chciałem zaproponować by spełnił go ze mną. Chciałem się z nim zaprzyjaźnić i pokazać mu, że życie nie jest wcale takie złe, że istnieją ludzie dla których warto być. On mnie odtrącił, ale ja nie odpuszczę...O nie!

Ruszyłem przed siebie z nową mocą i uśmiechem na ustach. I taki właśnie szczerzący się jak debil, wszedłem do pracowni Leo. Ten podniósł się z nad jakiegoś projektu i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.

-Wiesz, spotkałem dziś Nico, Nico di Angelo. Tego syna Hadesa i...

-Jakto go spotkałeś? Wpadłeś na niego i powiedział ci coś przez co szczerzysz się teraz jak głupi?

- Nooo, nie całkiem. Byłem właśnie w drodzę do ciebie, kiedy zobaczyłem, że ktoś stoi nad urwiskiem. Podążyłem w tamtą stronę i zobaczyłem Nico stojącego przy przepaści w takiej pozie.-zademonstrowałem mu ją, na co wybuchł śmiechem, lecz po chwili spoważniał.

- Czy on chciał...No wiesz, życie nie jest dla niego łaskawe, nie zdziwiłbym się więc gdyby chciał z nim skończyć...

-Też tak myśłalem. Podbiegłem do niego krzycząc: Nico! Niiicoo, nieeee!!-krzyknąłem rozpaczliwie wymachując rękami, co wywołało jeszcze większe salwy śmiechu u szatyna.-I przewaliłem go na ziemie. Zacząłem na niego krzyczeć, ale on chyba nie rozumiał bo spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem.-powtórzyłem Leo wszystko co działo się dalej.

- Ja bym się tak na twoim miejscu nie dziwił.-powiedział Leo-Ale zgadzam się z tobą, trzeba trochę rozjaśnić tą jego twarz i zaprzyjaźnić z nim, tylko jak?

Wzruszyłem ramionami.-Coś się wymyśli.

Pogadaliśmy jeszcze chwilę, po czym ruszyliśmy razem na kolację. Ja usiadłem przy stolę Apolla a on Hefajstosa. Spojrzałem na stół Hadesa...Co dziwne był zajęty. Nagle spojrzenie moje i Nico się spotkały. Chłopak spojrzał na mnie chłodno i odwrócił się do Chejrona, który właśnie coś ogłaszał. Zmarszczyłem brwi i również spojrzałem w tamtą stronę.

Skoro on się tu pojawił to musi się dziać coś ciekawego. Nie myliłem się.

-Drodzy herosi, jutro odbędzie się bitwa o sztandar, dokładnie to po obiedzie.-ach, więc to o to chodzi, nie wiedziałem, że Nico lubi takie rzeczy. Cóż, człowiek uczy się całe życie, prawda? A żeby poznać di Angelo potrzeba wieczności...-Więc składy będą takie...Domek Afrodyty, Posejdona, Hermesa, Apollina będzie prowadzony przez domek Ateny a domek Hefajstosa, Hadesa, Demeter, Selene będzie prowadzić domek Aresa...Życzę...-i w tej chwili się właśnie wyłączyłem...Hmm, mamy najlepszych herosów, coś mi się zdaję, że wygramy, jednak oni mają kogoś, kto może się przemieszczać cieniem. Pewnie przez ich nastawienie do Nico, szansa na wygraną przeleci im przed nosem. Westchnąłem. Kiedy złożyliśmy ofiary naszemu boskiemu rodzicowi, wzieliśmy się za jedzenie. Jakoś dziś nie miałem ochoty na spożycie. Wstałem od stołu i miałem wyjebane czy to się komuś spodoba czy nie. Włożyłem ręce do kieszeni i ruszyłem w stronę domku. Księżyc świecił na niebie a ja podśpiewywałem sobie jakąś skoczną muzyczkę. Kiedy szłem sobie taki wyluzowany, walneło we mnie coś dużego. Pod jego ciężarem i dlatego, że staliśmy na jakimś wzgórzu, sturlaliśmy się wczepieni w siebie. Kiedy byliśmy już na dolę i skończyła się ta karuzela, spostrzegłem, że na kimś leże... Nagle natrafiłem na mroczny wzrok syna Hadesa.

-Złaź ze mnie, Solace, znam cię dopiero jeden dzień a już mogę stwierdzić, że jesteś najbardziej wkurzającą osobą jaką znam...

-Oprócz ciebie, rzecz jasne.-powiedziałem na co ten prychnął.

-Zleziesz w końcu zemnie?

-Umm, nie.-powiedziałem na co tamten zmrużył oczy. Byłem od niego cięższy i większy a ostatnio nieco przypakowałem.-Masz łaskotki?-spytałem z błyskiem w oku.

-Nawet nie próbuj, Solace.-warknął brunet-A teraz złaź zemnie, na Hadesa!!!

-Nie przyzywaj nadaremnie imienia boga-ojca swego.-powiedziałem schodząc z niego. Spojrzał na mnie nienawistnie, ale zobaczyłem jak kąciki jego ust unoszą się lekko.

-Na co się gapisz.-spytał a ja zdałem sobie właśnie sprawę, że pewnie wyglądam jak niedorozwinięty umysłowo (czytaj Percy), gapiąc się na niego jak na kawał mięsa. Wzruszyłem ramionami.

-Myślę o tym, jak was jutro pokonamy.

-Na twoim miejscu nie byłbym tego taki pewny, pewność siebie cię zgubi, Promyczku.-uśmiechnął się jadowicie.- Dobrych snów...., Promyczku.

-Jeszcze się okaże, di Angelo. Jeszcze się okaże.-szepnąłem pod nosem.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

A o to i rozdział drugi.

Co myślicie o pomyśle, by zrobić bitwę o sztandar?

Jak myślicie, kto wygra? Di Angelo czy Solace?

Przepraszam za błędy.

Jeśli chodzi o nowy rozdział na moim drugim blogu, to powinien się pojawić niebawem :)

Pozdrawiam was herosi :)


Lady Darkness

 

 

 

 

 

 



 

sobota, 14 lutego 2015

One Shot- Naucz mnie kochać.

No więc tak, postanowiłam napisać one shota z okazji walentynek. Jako, że będzie on na ten wspaniały i piękny (czytajcie bezmyślny i obrzydliwy) dzień, zawierać on będzie duużą dawkę miłości (jak na mnie). Miłego czytania!
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Nico's POW
Ono musi być  ostre.
Tak, bardzo, bardzo ostre.
 Na tyle ostre, by przeciąć skórę i na tyle ostre, by przeciąć ją tak szybko, zanim zmienię zdanie.        Ale ja go nie zmienię. Wiem to. Jestem już zdecydowany co do mojego czynu.                              Mam już tego po dziurki w nosie. Już nie wytrzymam dłużej patrzenia na nich...Na niego...Co prawda nie widziałem ich razem już od ponad roku, gdyż od tamtej pory przebywałem w obozie Jupiter. Powróciłem wczoraj, gdyż stęskniłem się trochę za Leo. Zaprzyjaźniłem się z nim. Ale ostatnio on nie ma na mnie czasu...Trudno. I choć rok minął, odkąd widziałem tą...tą wiedźmę i tego niedorozwiniętego wyrostka na żywo, to codziennie widzę ich we śnie...Noc w noc.
 Wiecie jakie to trudne? Musieć patrzeć jak jakaś obca osoba zajmuje wasze miejsce u boku człowieka którego kochacie od zawsze?

Dla ciebie nigdy nie było tam miejsca...To nie jest twoje miejsce.-powiedział głos w mojej głowie.

Westchnąłem.

W każdym bądź razie, wielka miłość i pożądanie, wywołało również nienawiść i gniew...Znienawidziłem Percy'ego. Kocham go tak bardzo, aż go nienawidzę. Dlatego właśnie ostrze ten sztylet. Sztylet, który został wykuty i podarowany mnie przez Percy'ego. Zabiję go tym, co sam stworzył....Zabiję go tym, w co włożył tyle pracy i wysiłku. Tak jak on zabił uczucie, które sam stworzył. Choć niewiedząc, to on je wzniósł. Gdyby go nie było, to bym się w nim nie zakochał, a gdybym się nie zakochał, to bym nie cierpiał.

Spojrzałem na błyszczące ostrze, na którym został zrobiony napis: Twój na zawsze przyjaciel.. Sprawdziłem jego ostrość na własnym ręku. Lekko przejechałem nim po skórze, rozkoszując się milutkim bólem. Ból fizyczny zawsze odganiał ból psychiczny...No cóż, prawie zawsze.

Uśmiechnąłem się widząc wąski strumień czerwieni spływającej po mej dłoni.

Już czas-powiedział mi głos.

-Już czas.-powtórzyłem i ruszyłem do domku Posejdona. Moje ruchy były jak w transie...Nawet niewiedząc kiedy znalazłem się przed niebieskimi drzwiami.

Dotknąłem klamki. Ruszyła bez oporu a drzwi otworzyły się z cichym jękiem. Gdy przekroczyłem próg, zmorzył mnie strach...To ja miałem go zabić...Po raz kolejny zniweczył mój plan...

Pod ścianą na podłodze siedział Percy a po jego ręce płynęła krew. W jednej chwili mnie dostrzegł. Na jego obliczu pojawił się ledwo dostrzegalny uśmieszek.

Cała złość ze mnie odpłynęła, pozostał tylko smutek i strach.

-Miałem już dość, Nico.-powiedział drżącym głosem. Zrobiło mi się go żal...Chciałem go pocieszyć, przytulić.-Annabeth zemną zerwała.-kiedy wymówił te słowa, wstrząsnęła mną złość...A więc to przez nią jest w takim stanie...Kiedy miałem doń podejść i zrealizować to po co tu przyszedłem, powiedział-Od roku się tnę, od roku rozumiem swe uczucie i swój błąd...Annabeth zerwała ze mną dwa miesiące temu.-otworzyłem szerzej oczy. Czyli zerwała z nim niedawno a on tnie się od roku.-Zerwała ze mną bo się nam nie układało...-Spojrzał na zdjęcie, które przedstawiało jego i blondwłosą.-Nigdy jej nie kochałem. Za to darzyłem uczuciem kogoś od pierwszego spotkania, jednak dowiedziałem się rok temu, że tym uczucie jest...Jest miłość.-spojrzał na mnie a w jego oczach zebrały się łzy. Moje jednak pozostały bez uczuć.- Jednak on mnie nie kocha...Nienawidzi mnie, gdyż złamałem kiedyś złożoną mu obietnice...Przezemnie nie żyje osoba, którą on kochał...-wstrzymałem oddech...Chwila, czy on powiedział, osoba, którą on kochał? I złamana obietnica?...Nie, to niemożliwe.- Teraz prawdopodobnie przyszedł mnie tu zabić w pomście za swoją siostrę.-teraz byłem już pewny, że mówił o mnie...Stałem jak słup, niewiedząc jak się zachować.-Ale wiesz co? Cieszę się, że zginę z jego ręki, Nico...I tak już nie mam po co żyć.-powiedział po czym wstał i ostatkiem sił się do mnie zbliżył.

Spojrzał mi w oczy..

-Dalej Nico, przecież w końcu po to tu jesteś, prawda?-spytał i spojrzał w moje oczy.

-P-p-percy, j-j-ja nie chciałem cię zabić za Biankę.-wydusiłem-Zrozumiałem, że to nie twoja wina już rok po jej śmierci...J-ja.

-Więc za co chciałeś mnie zabić, Nico? Dowiedziałeś się jakoś i postanowiłeś mnie zniszczyć po to, żeby nie musieć mnie oglądać? Brzydzisz się mną...Wiem to. Ale Nico, ja...-nie dokończył, tylko padł i już nie wstał.....

 

 

 

 

 

Hahaha, żartuję, żartuję XD

Na początku chciałam tak napisać, ale się zlituję :D

 

 

 

Nie dokończył, tylko padł, pozbawiony krwi. Nie mogę go stracić, nie teraz. Nie w tej chwili, kiedy przyznał mi się do czegoś, co zmieni moje życie. Chciałem go zabić, teraz wiem, że potrzebowałem jego śmierci, by móc uśmiercić siebie... Nie znoszę tego świata, tylko on, z Annabeth czy też nie, tylko on trzyma mnie na tym świecie. Więc gdybym mu pozwolił teraz umrzeć, mógłbym w końcu obudzić się z tego koszmaru, powszechnie zwanego życiem. Ale nie zrobię tego. Kocham go bardziej od siebie.

Pobiegłem szybko do domku Apolla, by poprosić o pomoc niejakiego Willa. Chłopak słysząc to, zawołał kilku braci i pobiegli razem po Percy'ego. Ruszyłem za nimi. Przenieśli go szybko do kliniki i zamknęli za sobą drzwi. Przylgnąłem do ściany i osunołem się na ziemie. Pozostało mi tylko czekać...


 

Dziesięć dni później...
 

Poczułem lekkie szturchanie w ramię. Ocknąłem się z półsnu i spojrzałem na rękę, która przez ostatnie dziesięć dni, była nieruchoma i nieżywa.

Spojrzałem w morskie oczy. Obudził się. Percy się obudził!

-Witaj Nico.-powiedział zachrypniętym głosem. Podałem mu szklankę wody. Wypił połowę i spojrzał na mnie świdrującym spojrzeniem.-Dlaczego tu siedzisz? Dlaczego nie pozwoliłeś mi umrzeć? Pozwoliłeś mi żyć, by potem mnie własnoręcznie zabić?-nie mogłem słuchać jak mówi takie rzeczy...

-Percy, ja...

- Więc powiedz mi Nico, czemu chciałeś mnie wtedy zabić?-chwycił mnie za rękę, ja jednak szybko odsunąłem swoją...Nie patrzyłem mu w oczy, więc podniósł moją brodę, zmuszając tym samym do spojrzenia na niego.

Wziąłem głęboki wdech.

-Percy...Ja przez ostatni rok, myślałem tylko o jednym....O tym by cię zabić...Wyjechałem do obozu Jupiter, by nie musieć patrzeć na szczęście twoje i Annabeth...Ty jednak jesteś strasznie, ale to strasznie uparty i odwiedzałeś mnie w moich snach...-wziąłem jeszcze jeden wdech.-Z nią.-mówiłem patrząc niewidzącym wzrokiem w twarz syna Posejdona.-Tego dnia kiedy do ciebie przyszedłem, czułem się jakbym umarł, jakbym już nie istniał. -spojrzałem na niego, lecz zaraz zamknąłem oczy.-Myślałem, że chce cię zabić, ponieważ cię nienawidzę...Myliłem się. Kiedy zobaczyłem cię umierającego, zrozumiałem, że chciałem cię zabić, by móc skończyć w końcu ze sobą...Nienawidzę życia i ludzi, za to co mi zrobili i za to czego nie zrobili, ale najbardziej nienawidzę siebie i tego co do ciebie czuję...Tylko ty trzymałeś mnie przy życiu...Kiedy stanąłem przed wyborem twoja śmierć lub moje szczęście, poświęciłem siebie...Wiesz czemu?-spytałem z wciąż zamkniętymi oczami.-Ponieważ kocham cię bardziej niż siebie...Od zawsze, Percy...I nie jak brata.-powiedziałem a po moich policzkach popłynęły tak długo skrywane łzy.

Nagle poczułem ciepłe usta na moich zimnych, i dreszcz przechodzący przez dwa złączone ciała. Otworzyłem oczy i zobaczyłem najpiękniejsze oczy utkwione w moich.

-Nauczę cię spostrzegać świat w cieplejszych barwach, nauczę cię przyjmować i poznawać ciepło, które dają ci ludzie...Nauczę cię tego wszystkiego, ale pod jednym warunkiem...-złapał mnie za twarz i przybliżył do swojej tak, że czułem jego ciepły oddech na swoich policzkach.-Ty nauczysz mnie kochać.-powiedział po czym złączył nasze usta.


- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
I oto walentynkowy one shot!!!

I jak? Chciałam napisać coś +18 (ostatnio tylko takie czytam), ale napisałem takie :)

Podoba się? Wiem, ze dużo błędów, ale nie sprawdzałam.

Mam nadzieję, że wam walentynki minęły lepiej niż moje :)

środa, 11 lutego 2015

Rozdział I


Byłem właśnie w domku numer trzynaście...W domku, do którego wszyscy bali się, lub brzydzili wchodzić...Krążyły historię, że jego nienormalny mieszkaniec, syn Hadesa, król upiorów, władca trupów, zabija swych gości, którzy po spotkaniu z nim umierają w strasznych męczarniach, by potem błąkać się po Tartarze. Niektórzy mówili, że trzyma tu zwłoki swej zmarłej siostry, inni zaś, że ściany pomalowane są ludzką krwią i ozdobione kośćmi niewinnych dzieci, które zawiniły mu tym, że miały rodzinę. 
W rzeczywistości, domek ten miał  w miarę normalny wygląd. Był przytulny. (O ile można tak powiedzieć o mieszkaniu wnętrzem przypominający trumnę.) Był on cały czarny z dodatkami krwistej czerwieni. W salonie było kilka replik ludzkich i zwierzęcych czaszek, które jednak nie dawały efektu cmentarza starożytnych Indian. W sypialni zaś, ściany zdobiły liczne plakaty rockowych zespołów. (trochę jak pokój jakiejś nastki, tylko że w kolorze czarnym). 
Wyglądałem właśnie przez okno, znajdujące się na drugim piętrze. Chociaż Chejron chronił obóz przed ulewami i burzami, dzisiaj wyglądało na to, że jednak pozwoli zmoknąć swym podopiecznym. I dobrze-pomyślałem-Lubię takie pogody. Wyjrzałem jeszcze raz przez okno i ujrzałem uśmiechniętą parę, której widoku z niewiadomych powodów nie mogłem znieść... Parą tą, była blondwłosa Annabeth, przemądrzała i nadwyraz nudna córka Ateny...Najnudniejsza ze swych wszystkich durnych braci i sióstr, którzy uważali się za same bóstwa. Męskim osobnikiem zaś, był Percy Jackson, syn Posejdona...Trochę głupkowaty...Kiedyś opowiedziałbym znacznie więcej na temat jego osoby, ale to kiedyś. W wieku dwunastu lat, uważałem go za bóstwo i niestety muszę przyznać z wielkim wstydem, iż ten o to wyrostek mi się podobał....Jeszcze teraz rumienię się na samo wspomnienie, gdy wpatrzony byłem w niego, jak w obraz samego Zeusa... Jednak później go znienawidziłem...Winiłem go za śmierć mej siostry, Bianki, która zginęła jako ''dziecie'' Artemidy...Dokładnie rok temu, przyjąłem do świadomości, że nie jest to jego wina...Nie powinien jednak, obiecywać czegoś, czego nie mógł spełnić...Szczególnie mnie.                                                                                                                                             Nie mam pojęcia, jakim cudem tych dwoje może ze sobą chodzić nie uczęszczając na żadne wizyty poradni... Ona (jak już wspomniałem) nudna, mrzemądrzała i jeszcze raz nudna, on zaś niedorozwinięty umysłowo (choć mądry) zachowujący się jak dziecko i zawsze uśmiechnięty żartowniś, którego ani trochę nie interesowała architektura. Chyba nigdy tego nie zrozumiem.
Westchnąłem i odwróciłem wzrok od szyby. Moje oczy napotkały nieruchomy wzrok Bianki...Otworzyłem oczy szerzej lecz po chwili znów je przymknąłem. To tylko obraz-pomyślałem. Brakuję mi jej...Nasza ostatnia rozmowa zakończyła się kłótnią...To przezemnie rozstaliśmy się w gniewie, jestem strasznym egoistą. Ostatnio rozmawiałem z nią przeszło miesiąc temu, kiedy powiedziała mi, że może się odrodzić...Zacząć życie od nowa...Nakrzyczałem na nią i powiedziałem, że jeśli to uczyni, będzie zupełnie inną osobą, że nie będzie już moją siostrą...Teraz tego żałuję.
Położyłem się na łóżku i wpatrzyłem w sufit, ostatnio często mi się to zdarza...Zaśmiałem się. Ostatnio czyli od kilku lat. 
Dzwignąłem się i ruszyłem ku drzwiom.
-Nie można zmarnować takiego pięknego dnia, prawda?-powiedziałem w przestrzeń i wyszłem na ulewę. 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dum, dum, duuum :)
I jak? Co myślicie o pierwszym rozdziale? Jest do przeczytania? Trochę krótki, ponieważ to taki jakby wstęp.
Wciąż nie jestem pewna czy zrobię z tego Percico czy Solangelo...
Pozdrawiam was herosły :*
Lady Darkness