środa, 6 maja 2015

Rozdział 5 cz.1

-Will, czy ty mnie wogóle słuchasz?- zapytał szatyn.

- Yhym.- odburknąłem mu na to.

- Uch, to dobrze, bo muszę powiedzieć ci coś ważnego... Pamiętasz tą twoją ulubioną grę, którą od ciebie pożyczyłem? Tą, za którą mógłbyś zabić? Więc...tak jakby ją zniszczyłem.

- Yhym.- odburczałem choć nie wiem, co on do mnie gada...

- Ach, i... Jest jeszcze coś. Użyłem twojej szczoteczki do zębów, nie gniewasz się?- Leo miał nadzieję, że jego przyjaciel, jako maniak higieny osobistej, nad wyraz nielubiący jak ktoś używa jego rzeczy, zainteresuje się tym...

-Y-ym.- pokiwałem przecząco.

- Uhum, i wiesz, miałem ci to powiedzieć wcześniej, ale jakoś nie miałem okazji...

Od roku sypiam z twoją matką, i gdyby twój brat, z którym jest teraz w ciąży był niesamowicie przystojny, to wiesz...-Puścił mi oko...

i nadal nic, totalne zero.

Westchnął podirytowany.- Cholera jasna, Solace, czym ty się tak przejmujesz?!

- On też mówi Solace...-wyrzekłem, a me oczy pociemniały, gdy przypomniałem sobie, z jaką nienawiścią na mnie patrzył.

Na mnie, który jest jego towarzyszem przy broni, na mnie, który jest taki sam jak on.
Na mnie, z którym walczył u boku.
Jego oczy nie miały ani krzty człowieczeństwa..

- O Zeusie... Nie wiem co się między wami zdarzyło, i chyba nawet nie chcę wiedzieć, ale Will, cholera, co się z tobą dzieje?!- wybuchł w końcu długo skrywanym gniewem.



- Minęło już pieprzone pięć dni, a ty nadal tylko siedzisz i rozprawiasz, jaki to on bestialski i zarówno jak się o niego martwisz!
Odstawiłeś wszystkich w kąt, jak jakieś śmiecie.
Koleś, zdecyduj się! Albo jest miłym, biednym bachorem i o niego dbasz, albo jest bestią w ludzkiej skórze i BYE BYE!- zerwał się ze swojego miejsca i ruszył w stronę pracowni.

-Jak coś, to wiesz gdzie mnie szukać. Jeśli nadal nieuporządkujesz swych myśli, nie przychodź.- rzucił mi jeszcze na odchodnym i zniknął za drzewami.

Ja natomiast siedziałem i nic do mnie nie docierało.

Jakaś część mnie krzyczała: Biegnij! To twój przyjaciel!, Druga zaś, trzymała mnie w melancholijnym i nieznośnym napięciu.

Kazała czekać.

Ale na co?

Na odpowiedź?

Na prawdziwe oblicze czy może na to, aż obudzę się pewnej nocy i zastam obóz stojący w płomieniach i czerń jego oczu?

Potrząsnąłem głową, chcąc wykurzyć z niej niepotrzebne myśli.

- Valdez ma racje, za dużo o tym myślę.
Nie chce pomocy, trudno. Nie mam zamiaru uszczęśliwiać kogoś na siłę...

Wstałem z trawy i otrzepałem spodnie z niewidocznego kurzu.

Ruszyłem w stronę skarpy nad morzem. Na widnokręgu pojawiało się wschodzące słońce. Nie wiem, czym się tak wszyscy zachwycają, zwykły zachód i tyle.

Jednak scena, która się pod nim rozgrywała, już nie była taka zwyczajna.

Para papużek nierozłączek właśnie się kłóciła.

- To koniec, Jackson, mam cię dość!

- I wzajemnie ty rozhisteryzowna psychopatko!- Woow, długie słowo jak na niego...

- A więc dobrze!

-Dobrze!- wykrzyczeli oboje i rozeszli się w swoje strony.

-Woow, no to się porobiło.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Cześć!
Wiem, że znowu krótki i (moje ulubione słowo) dupa, no ale cóż.
Napisałam od razu rozdział 5, ale że pomyślałam, że akcja pójdzie zbyt szybko, napisałam takie cuś...
Hm, cóż, wena poszła w las...

Jeszcze raz sorry za tą totalną klapę, ale postaram się poprawić!
Słowo harcerza!
Cóż, nigdy nie byłam harcerzem, ale ciii! ;)

Lady Darkness
 


piątek, 1 maja 2015

Rozdział 4



Każdy zrozumiał co ma robić?- spytała nas Clarisse i spojrzała na nas jak na bandę idiotów. Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.

-No to jedziemy z tym koksem.- powiedziała.

Dzieci Selene i Demeter ustawiły się na obronie naszej flagi.

Niektóre Aresiątka i ognistoręcy objęli pozycje po naszej stronie rzeki, by wrazie czego bronić wejścia na nasz teren.

Clarisse i trójka z jej najlepszych braci, ruszyli na atak. Reszta natomiast porozmieszczała się według własnego uznania.

Ja natomiast... Stoję sobie pod drzewkiem i oglądam jak Percy powstrzymuje naszych przed przedarciem się na drugą stronę rzeki.

Kilka Hermesiątek przeszło się na nasze pole i walczy teraz z naszą obroną.

Pewnie zastanawiacie się, czemu ja stoję sobie tu i nic nie robię?

No cóż, spełniam rozkazy od co...Kazano mi, to stoję.

Pokręciłem głową. Uch, ci idioci nie wiedzą na czym polegał plan jasnookich, ale ja tak.

Wprowadzili sztuczny harmider, by Solace niespostrzeżenie wdarł się do nas i szedł właśnie w stronę niestrzeżonej flagi.

- Ech, jacy oni przewidywalni.- wymruczałem i przemieściłem się cieniem.

 

 

 
Will's POW

 

Skradałem się właśnie ku fladzę drużyny przeciwnej.

Ten plan Annabeth niby taki oklepany a działa.

Hm, ciekawe gdzie podziewa się Nico. Pewnie stoi gdzieś, albo jest w domku.

On nie jest raczej osobą pchającą się tam gdzie inni jej nie chcą.

- Hehe, łatwo poszło.- zachichotałem.

- Czyżby?- usłyszałem za sobą głos. No tak, Nico, a któż by inny?

- Ech, ten plan jednak był niedoskonały.- Angelo zaśmiał się bez krzty rozbawienia.

- To co, promyczku, zabawimy się?-odwróciłem się w jego stronę. Jego zęby błysnęły niebezpiecznie a w oczach pałała rządza krwi... Oczy bestii...Bezdusznej, zimnej bestii.

Naprawdę po tamtym chłopcu nie ma już śladu...

- Cóż, mamy różne definicje pojęcia ''zabawa'', ale tak. Zawsze i wszędzie.- odpowiedziałem i wyciągnąłem miecz z pochwy.

Cóż, nie jest to moja ulubiona broń, ale całkiem dobrze się nią posługuję.


Zaczęliśmy nasze własne przedstawienie.

Ziemia była naszą sceną a wiatr i słońce widownią.


Zwarliśmy się w tańcu, przy błysku mieczy.


Tylko ja, i on.

Mój jaśniejący miecz i jego zimne ostrze.

Nasze oczy były w sobie utkwione, czerń i błękit.


On zadawał cios, ja odparowywałem go.

Ciąłem mieczem powietrze, wykonując śmiertelny piruet.

Odeszliśmy w tył, by znów powrócić i zetrzeć ze sobą ostrza.


I tak ciągle.


Serie piruetów, skoków i odparowań.

 

Jednak żaden z nas nie nabył choćby najmniejszego muśnięcia.

Nawet się nie zasapaliśmy.

Pewnie dalej trwalibyśmy w tym morderczym tańcu, gdyby ktoś nie zaczął się wydzierać.

- Ej! Ziemia do żółtodziobów!- Percy rozdzielił nas mieczem i spojrzał po naszych twarzach.
Spojrzał na Nica pytająco.

Ale my nawet nie zwróciliśmy na niego uwagi, patrzyliśmy na siebie uparcie, zsyłając błyskawice.

Stałem tak, i patrzyłem mu w oczy. Nieprzyjemny dreszcz przeszedł przez moje plecy a do ust podeszła mi żółć.
Nie wiem czemu, ale w tej chwili miałem ochotę odejść jak najdalej.
Nico nadal był tym samym człowiekiem, z którym mam zamiar się zakolegować.
Teraz jednak był oddychający...

- Cielesny demon.- powiedziałem po czym ruszyłem w stronę lasu.

Usłyszałem jeszcze, że di ''Angelo'', mówi do swych kompanów, że są totalnymi idiotami.

Usłyszałem, że wygrała moja drużyna...Nawet nie wiem kiedy przyszli zabrać tą cholerną flagę!
Uch, już późno.
Chyba odpuszczę sobie opijanie zwycięstwai pójdę spać...
 

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

 

Ohayo wam!

Wiem, wiem,

krótkie i dupa. No ale cóż.

Rozdział 5 już gotowy a na 6 jest już pomysł.

Mam nadzieję, że będą lepsze :)

Pozdrawiam,

Wredna sadystka, czyli





 

Lady Darkness