poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 9. cz.1

Czas wciąż mijał niezauważalnie, bez żadnych większych problemów i wojen. Co prawda, kilka razy w tygodniu, trafiał się jakiś bardziej upierdliwy potwór lub wpół zeżarty młody, niepochodzący z obozu heros, ale to już normalka.
Od czasu wojny z Gają, mieszkańcy obozu prowadzili, można by było rzec, iście sielankowe życie.
Jednak wiadomo, że wszystko zawsze się kończy lub raczej rozpoczyna.

Odbywały się właśnie piątkowe zajęcia z walki. Wszyscy herosi byli zebrani na olbrzymiej arenie.
Czwórka młodych herosów stała zbita w ciasną grupkę, wykrzykując co chwilę jakieś słowa zachęty do walczącego na arenie piątego z ich nielicznej grupki. Will Solace, ciemnoskóry blondyn, walczył właśnie na miecze z jednym z dzieci Aresa. Choć jego główną bronią, którą posługiwał się najlepiej ze wszystkich był łuk, to nie zmieniało to faktu, iż półbóg doskonale  radził sobie z tak prostackim i niewdzięcznym, według niego,  narzędziem, jakim był miecz, wykuty specjalnie dla niego, przez jego przyjaciela, Leo.
Patrząc na nich, można było spostrzec, że była to nie tylko walka w zamian ćwiczeń, lecz jakieś dawne porachunki lub coś głębszego. Jedno jest pewne. Poszło o coś ważnego, bo doktorek rzadko dawał się sprowokować.
Gdy Will'owi już znudziło się cackanie z przeciwnikiem, powalił go jednym ciosem na ziemie, wygrywając tym samym pojedynek.
Pisk i wrzawa poniosła się po trybunach, wydana głównie z ust pięknych cór bogini Afrodyty.
On jednak nie zwracając na nie uwagi, ruszył żwawym krokiem ku swym przyjaciołom. Każdy z nich był inny i specyficzny, ale uroczy na swój sposób.
Szalony hazardzista z problemami, nienormalna yaoistka, która dla dobrego yaoi nie cofnie się przed niczym, rasowy gej o twarzy anioła, cicho wzdychający do króla upiorów, nudziarza Nico, który choć zaczął z nimi bardzo często przebywać, potrafił otworzyć się tylko przed nimi, i to nie całkiem.

Chłopak znajdując się przy nich, uścisnął każdemu dłoń a Leonowi przybił piątkę. Nico wstał, poprawił swój pas.

- No dobra, to teraz ja. -powiedział niemrawo. Spojrzał na arenę, na której stał już jakiś półgłówek od Hermesa.. Nie no, serio, z tym mam walczyć?  Uśmiechnął się krzywo i ruszył w kierunku, lekko mówiąc, przerażonego boga. Hermesiątko widząc spojrzenie, jakim obrzucił go Di Angelo, skulił się w sobie jeszcze bardziej. Chcąc jednak ocalić marne resztki swej dumy, wyprostował się dumnie i spróbował spojrzeć przeciwnikowi hardo w oczy. Brunet przewrócił tylko na to oczami i zasunął przyłbicę.. No cóż, zasady to zasady.
Na dźwięk rozpoczęcia, zielonooki skoczył ku synowi Hadesa, próbując wymierzyć cios w jego brzuch.
Hm, za wolno.- pomyślał, odskakując zwinnie.
Drugi cios i trzeci były tak samo udane, no ale cóż, liczą się dobre chęci, prawda?
Reszta herosów oglądała wszystko w ciszy.
Jak widać tylko Will zwęszył zamiary kolegi.
Nico widocznie chciał rozjuszyć przeciwnika, by ten przestał się go bać. Gdyby tamten przestał się go lękać, walka byłaby w miarę równa. Nico zawsze grał czysto i nie wykorzystywał takich okazji jak inni. I to właśnie Solace w nim podziwiał najbardziej... Blondyn pokręcił głową. Gdyby to jeszcze inni widzieli.
Nagle role walczących się zmieniły. Nico tak jakby zmarkotniał, a tamten widząc to, ruszył na niego z nagłym pokładem nowej energii. Nico zbyt wolno zauważył, że ostry miecz zbliża się ku niemu, więc spróbował zablokować cios, co wyszło mu dość marnie.
Z trudem odskoczył od Hermesiątka. Brązowooki ledwo zdołał wstać a tamten już ruszył na niego z nowym szarżem.
Wszystkich zamurowało.. Stali jak wryci nic nie mówiąc.. Gdyby Nico nie miał zbroi, już leżałby wykrwawiając się.
Tamten jednak jakby tego nie zauważając, szarżował dalej.
Dla Willa było już tego stanowczo za dużo. Wyskoczył na arenę krzycząc.- Dość! Stój ty niewychowana niedojdo!!- w ostatniej chwili zablokował cios tamtego i jednym ruchem przepełnionym dziką furią, rzucił nieszczęśnikiem o przeciwległy koniec.
Objął chłopaka ramieniem, sadzając go na ziemi. Szybkim ruchem zdjął mu hełm, bojąc się o niego coraz bardziej.- Nico? Nico!- zaczął nim potrząsać. Gdy tamten podniósł wzrok, Will oraz wszyscy którzy się zbiegli, zamarli. Oczy chłopaka pałały bezdenną pustką. Nico chciał coś powiedzieć, jednak zamknął oczy i osunął się w ramiona Willa, który szybko zerwał z nieprzytomnego chłopaka zbroję, mierząc mu puls.

- Jest, ale słaby. - powiedział podnosząc się szybko z Nico w ramionach.- Nie wiem co z nim jest. Z tego co mi wiadomo, nie walczył przez ostatnie tygodnie z żadnym potworem ani nic z tych rzeczy.- mówił to szybko biegnąc do kliniki. Obok niego dreptał przerażony Chejron, oraz smerfy z Valdezzą.

- Tak, gdyby to robił, powiedziałby któremuś z nas.- powiedziała zaniepokojona Erin.
Gdy położyli go na kozetce w klinice, Will oraz reszta dzieci Apolla, zamknęli się na dwie godziny, które trwały dla reszty jak lata.
Chejron dreptał nerwowo w miejscu, Erin oglądała a raczej próbowała oglądać jakieś yaoi, Leo gadał coś, ale nikt go nie słuchał. Eric natomiast siedział w kiblu i rzygać co chwilę ze zdenerwowania.
Gdy po jakimś czasie z sali wyszedł Will, wszyscy rzucili się na niego z pytaniami.
Blondyn, który był na skraju załamania psychicznego, wydarł się na nich, 'prosząc' o ciszę.

- To ten potwór. Ten, który zaatakował Erica i Erin.- powiedział i usiadł ciężko.


_______ * _____________ * ________



Ohayo ! Gomen ;-;
Powiem tylko tyle, choć tego nie widać, akcja właśnie się rozkręca a będzie to wyraźnie już widać w następnym rozdziale.

SPOILER!!!

*
*
*
*
*
*
*

Będą potwory, będzie bóg, będzie wojna, będzie jedna-jedyna śmierć....

Lady Darkness