Byłem właśnie w domku numer trzynaście...W domku, do którego wszyscy bali się, lub brzydzili wchodzić...Krążyły historię, że jego nienormalny mieszkaniec, syn Hadesa, król upiorów, władca trupów, zabija swych gości, którzy po spotkaniu z nim umierają w strasznych męczarniach, by potem błąkać się po Tartarze. Niektórzy mówili, że trzyma tu zwłoki swej zmarłej siostry, inni zaś, że ściany pomalowane są ludzką krwią i ozdobione kośćmi niewinnych dzieci, które zawiniły mu tym, że miały rodzinę.
W rzeczywistości, domek ten miał w miarę normalny wygląd. Był przytulny. (O ile można tak powiedzieć o mieszkaniu wnętrzem przypominający trumnę.) Był on cały czarny z dodatkami krwistej czerwieni. W salonie było kilka replik ludzkich i zwierzęcych czaszek, które jednak nie dawały efektu cmentarza starożytnych Indian. W sypialni zaś, ściany zdobiły liczne plakaty rockowych zespołów. (trochę jak pokój jakiejś nastki, tylko że w kolorze czarnym).
Wyglądałem właśnie przez okno, znajdujące się na drugim piętrze. Chociaż Chejron chronił obóz przed ulewami i burzami, dzisiaj wyglądało na to, że jednak pozwoli zmoknąć swym podopiecznym. I dobrze-pomyślałem-Lubię takie pogody. Wyjrzałem jeszcze raz przez okno i ujrzałem uśmiechniętą parę, której widoku z niewiadomych powodów nie mogłem znieść... Parą tą, była blondwłosa Annabeth, przemądrzała i nadwyraz nudna córka Ateny...Najnudniejsza ze swych wszystkich durnych braci i sióstr, którzy uważali się za same bóstwa. Męskim osobnikiem zaś, był Percy Jackson, syn Posejdona...Trochę głupkowaty...Kiedyś opowiedziałbym znacznie więcej na temat jego osoby, ale to kiedyś. W wieku dwunastu lat, uważałem go za bóstwo i niestety muszę przyznać z wielkim wstydem, iż ten o to wyrostek mi się podobał....Jeszcze teraz rumienię się na samo wspomnienie, gdy wpatrzony byłem w niego, jak w obraz samego Zeusa... Jednak później go znienawidziłem...Winiłem go za śmierć mej siostry, Bianki, która zginęła jako ''dziecie'' Artemidy...Dokładnie rok temu, przyjąłem do świadomości, że nie jest to jego wina...Nie powinien jednak, obiecywać czegoś, czego nie mógł spełnić...Szczególnie mnie. Nie mam pojęcia, jakim cudem tych dwoje może ze sobą chodzić nie uczęszczając na żadne wizyty poradni... Ona (jak już wspomniałem) nudna, mrzemądrzała i jeszcze raz nudna, on zaś niedorozwinięty umysłowo (choć mądry) zachowujący się jak dziecko i zawsze uśmiechnięty żartowniś, którego ani trochę nie interesowała architektura. Chyba nigdy tego nie zrozumiem.
Westchnąłem i odwróciłem wzrok od szyby. Moje oczy napotkały nieruchomy wzrok Bianki...Otworzyłem oczy szerzej lecz po chwili znów je przymknąłem. To tylko obraz-pomyślałem. Brakuję mi jej...Nasza ostatnia rozmowa zakończyła się kłótnią...To przezemnie rozstaliśmy się w gniewie, jestem strasznym egoistą. Ostatnio rozmawiałem z nią przeszło miesiąc temu, kiedy powiedziała mi, że może się odrodzić...Zacząć życie od nowa...Nakrzyczałem na nią i powiedziałem, że jeśli to uczyni, będzie zupełnie inną osobą, że nie będzie już moją siostrą...Teraz tego żałuję.
Położyłem się na łóżku i wpatrzyłem w sufit, ostatnio często mi się to zdarza...Zaśmiałem się. Ostatnio czyli od kilku lat.
Dzwignąłem się i ruszyłem ku drzwiom.
-Nie można zmarnować takiego pięknego dnia, prawda?-powiedziałem w przestrzeń i wyszłem na ulewę.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dum, dum, duuum :)
I jak? Co myślicie o pierwszym rozdziale? Jest do przeczytania? Trochę krótki, ponieważ to taki jakby wstęp.
Wciąż nie jestem pewna czy zrobię z tego Percico czy Solangelo...
Pozdrawiam was herosły :*
Lady Darkness
Rozdział jak zwykle świetny . Czekam na nexta ;)
OdpowiedzUsuńOoo cudo. ;D Boskie dosłownie. ;*** Coś mi sie wydaje, że będę tu często wpadać. ;D
OdpowiedzUsuńAle zrób Solangelo. ;D
Cudne cudo spod pióra artystki ^^
OdpowiedzUsuńidę czytać dalej :*